Dzisiejsza sobota nie tylko w Beskidzie Małym, ale i w całej południowej Polsce była wyjątkowo duszna i upalna. I jak na letnie temperatury długo czekaliśmy po zimie, to jak już przyszły – to od razu z impetem.
Ratunkiem przed takim obrotem spraw, jest ucieczka w teren – im wyżej tym lepiej, a najlepiej jeszcze gdzieś pośród drzew. Wydawać by się mogło to proste, lecz gdyby chciało się zaplanować jakąś przyjemną wycieczkę w wyższych partiach Beskidów, trzeba się liczyć wciąż ze sporą ilością powalonych drzew na szlakach czy ścieżkach. Niedogodność może i do zaakceptowania, gdy na całej trasie rower jest do przeniesienia kilka razy. Lecz jeśli pomnożyć to przez kilkadziesiąt razy – trochę już się odechciewa wybierać daną trasę.
Ideałem jest więc szukanie tras w obrębie bukowych lasów, które lepiej oparły się zimowym połomom. Więc wybór rejonu działania staje się prostszy – Beskid Mały :).
Dysponując tylko kilkoma godzinami, nie mogłem sobie pozwolić na planowanie długiej trasy. Zresztą temperatury nie zachęcały do dłuższej aktywności – realne ryzyko przegrzania wzrastało wraz długością wysiłku. Stąd też wymyśliłem sobie trasę z w miarę łatwymi podjazdami okraszonymi dobrymi zjazdami.
Wycieczkę rozpocząłem w Międzybrodziu Bialskim, skąd niebieskim szlakiem wjechałem na Gaiki. Rano skwar dawał się już we znaki, ale jakoś udało się wdrapać na górę.
Z Gaików czerwonym szlakiem przez Przełęcz u Panienki dojechałem na Chrobaczą Łąkę i dalej zjechałem tymże szlakiem do Żarnówki. Uwielbiam ten zjazd – szybki, trochę techniczny (szczególnie dołem), miejscami dobrze nastromiony – jednym słowem – flow (szczególnie dla dobrej zjazdówki).
Jako że lubię kombinować z przebiegiem wycieczek, także tym razem nieco pofantazjowałem w tej kwestii. Kolejny podjazd, nieco mniejszy, lecz wymagający, robię niebieskim szlakiem, który prowadzi do Kóz. Pierwsza połowa to rewelacyjny, w zasadzie godny polecenia w obu kierunkach, singiel. Druga część to już klasyczna leśna droga szutrowa, z krótkim fragmentem singla (dobrego).
Po krótkim odpoczynku, ponownie wjeżdżam na Gaiki, posiłkując się to żółtym szlakiem, to szutrówkami, które oplatają od północy ten grzbiet Beskidu Małego. Po wjechaniu na górę, obieram słuszny kierunek na Przełęcz Przegibek, gdzie uzupełniam kalorie. Przy okazji trafiam na kilka ekip biorących udział w Kotle Bimbru, pomagam im nieco w nawigacji i wyszukaniu tras dojazdowych do wybranych punktów kontrolnych.
Przełęcz opuszczam kierując się rowerowym, a potem czerwonym szlakiem na Magurkę Wilkowicką. Uzupełnione kalorie i paliwo skutecznie dodały mi sił, by sprawniej dostać się na górę (a wyjątkowo były mi potrzebne w tym dniu).
Przy schronisku popijam tylko wodę i jadę dalej grzbietem na Czupel. W zasadzie najtrudniejsze podjazdy już za mną, więc ze sporym komfortem psychicznym pokonuję ten fragment trasy.
Na Czuplu pamiątkowe foto, picie i na dół – czerwonym szlakiem do Międzybrodzia Bialskiego. W zasadzie jedyne czego obawiałem się podczas tego zjazdu, to zagotowanie hamulców. Wiem – mądre głowy powiedzą – nie hamuj, no ale jednak czasem trzeba gdzieś zwolnić czy ominąć jakąś przeszkodę. Na szczęście udało się jakoś wypośrodkować szybkość z trudnością szlaku i nawet PR na Stravie się trafił ;).
W Międzybrodziu wita mnie skwar i duchota – ledwo jest czym oddychać. Uciekam więc do cienia, by zjeść ostatnie racje żywnościowe i z nieskrywaną satysfakcją – w pełnym rynsztunku oddaję się błogiej kąpieli w jeziorze 🙂
Garść statystyk: | |
Długość: 43 km | |
Przewyższenie: 1750 m | |
Trudność: 3/5 | |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail