Od mojej wyprowadzki z Krakowa minęło już parę ładnych lat, wciąż jednak staram się od czasu do czasu odwiedzić stare, lubiane ścieżki Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Standardowo, aby dojechać w teren musimy przebić się przez całe miasto, z obowiązkową lansiarską wizytą na Rynku :). Po szybkim przelocie wałami Rudawy lądujemy w kultowym dla Krakowian Lasku Wolskim, który jest idealnym poligonem treningowym nie tylko rowerzystów. Piękny o każdej porze roku, pozwala odprężyć się wśród drzew na świetnych trailach. Po paru kilometrach zostawiamy go jednak za sobą i wpadamy na piaszczyste pola i łąki w okolicach Kryspinowa. Po drodze zaliczamy „atrakcję” w postaci fana pełnej opalenizny, wesoło przechadzającego się nieopodal plaży nudystów. Niestety dla Szymka fanki nie było ;).
Dalej za Morawicą łagodnymi wzgórzami, po szutrowych drogach polnych, wśród sadów owocowych, które wiosną pięknie kwitną zmierzamy w stronę urokliwego i szybkiego zjazdu Doliną Półrzeczki (tu wczesną wiosną roi się od zawilców i przylaszczek!). Warto dodać, że z okolic Morawicy przy lepszej przejrzystości można podziwiać Tatry i Babią Górę. Krótkim, nieco wymagającym podjazdem dostajemy się na grzbiet, tam czeka nas trochę krzaczenia…cóż, po paru latach ścieżki się zmieniły, a i pamięć nie ta ;). W Chrosnej zatrzymujemy się dla uzupełnienia paliwa stałego i płynnego.
Dalej na zjeździe do Doliny Brzoskwinki znów czeka nas trochę przedzierania się przez pokrzywy (toż to samo zdrowie ;)), chwilę odpoczywamy od chaszczowania w drodze do Burowa ale Wąwóz Zbrza, jak to wąwóz raczy nas całkiem solidnym błotem. Niemniej, przejazd jest bardzo urokliwy i do zrobienia „w siodle”. Dalej już dobrze znanymi drogami i ścieżkami docieramy do Szczyglic, przed asfaltem zaliczając jeszcze jeden z moich ulubionych zjazdów-kręta, leśna ścieżka pozwala poczuć flow!
Żeby nie wracać asfaltem do samej Nowej Huty decydujemy się poznać nowy dla mnie wariant przez forty w Mydlnikach. Bardzo sympatyczne ścieżki prowadzą nas na łąkę z pięknym widokiem na Kraków, z której zjeżdżamy w okolice słynnej „Tetmajerówki”. Później już asfaltem, z małym przerywnikiem w postaci Parku Leśnego Witkowice, docieramy w sam raz na dopiekającą się kiełbasę z grilla na działce moich rodziców. Po 75 km możemy się z czystym sumieniem udać w objęcia kocyka z zimny piwem w dłoni :))
Garść statystyk: | |
Długość: 71 km | |
Przewyższenie: 860 m | |
Trudność: 2/5 |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail