Solidna dostawa śniegu nie tylko w Beskidzie Śląskim czy Żywieckim przyniosła sporą poprawę warunków. Także, a może i głównie w Bieszczadach, dosypało ponad 40 cm, obdarowując tamtejsze lasy i połoniny białym puchem.
Nie zastanawiamy się długo – zapada decyzja o wyjeździe. Do składu dołącza Mirek, który nigdy nie odmawia wyjazdu w Bieszczady. Tym samym w trzyosobowym składzie, we wtorek po pracy ruszyliśmy ku przygodzie ;).
Mniej więcej do Dukli drogi były w nienagannym stanie, ale dalsze kilometry zmieniały często kolor drogi z czarnego na biały, a od Jaślisk już całkiem na biało. Z planowanych 5 h jazdy, zrobiło się ponad 6. Ale dojechaliśmy ;).
Ranek przywitał nas niewielkim zachmurzeniem, z przebłyskami słońca. Pojechaliśmy na Przełęcz Wyżniańską, skąd już na skiturach poszliśmy na Małą Rawkę. Okolice tego wierzchołka, a głównie wschodnie stoki są niemalże mekką narciarstwa skiturowego w Bieszczadach. Solidnie rozjeźdzliśmy kilka połaci śniegu, wspaniale lawirując w bukowym lesie.
Następnego dnia wiedząc, że na widoki nie ma co liczyć, „schowaliśmy się” w lesie, w okolicach Jasła. Na dole panowała już odwilżowa temperatura i czuło się sporą wilgoć. Nietęgie mieliśmy miny, rozpoczynając turę. Śnieg ciężki, kleił się do fok i ogólnie jakoś tak mało sympatycznie. Jednak skoro już przejechaliśmy te 300 km to żal było odpuszczać.
Powyżej 900 m. n.p.m. śnieg zaczął robić się bardziej „przyjazny”. Trochę poprawiło to nasze nastroje, choć w w myślami bardziej już w planie mieliśmy raczej turystykę niż zabawę ze zjazdami.
Na górze okazało się, że z auta zapomniałem taśm do fok, by nakleić je po odklejeniu z nart. Po krótkiej burzy mózgów, udało się rozwiązać problem poprzez sklejenie obu foku klej-włos i ich zwinięcie w rulon. Patent sprawdził się nad wyraz :).
Po pierwszym zjeździe, raptem 200 m dół, tylko górna część sprawiła dobre wrażenia. Podeszliśmy ponownie, i znów na dół. I za każdym kolejnym zjazdem warunki zaczęły się poprawiać – spadła o kilka stopni temperatura a śnieg zrobił się bardziej nośny. Sumarycznie udało się zrobić 6 świetnych przejazdów – każdy praktycznie po dziewiczej linii :).
Końcowy zjazd do auta w dolnym odcinku jednak trochę ze szrenią, lecz nie tak straszną jak dziadowie powiadają ;). Tym samym dzień na początku spisany na straty, okazał się lepszym zjazdowo niż poprzedni :).
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail