Wielki Rozsutec (słow. Veľký Rozsutec) w Małej Fatrze na Słowacji, jest doskonale widoczny z wielu szczytów beskidzkich. Często wędrując halami Beskidu Żywieckiego czy zdobywając co wybitniejsze wierzchołki okolicznych pasm górskich – spoglądając na południe – można dostrzec jego poszarpany szczyt.
Mała Fatra jest bardzo wyjątkowym pasmem górskim – łączy w sobie elementy beskidzkich łagodnych wzniesień ze stromymi zboczami rodem z Tatr Zachodnich. Nawet budowa geologiczna przybliża te góry ku tym drugim. Dzięki temu połączeniu otrzymujemy bardzo intersujące i malownicze tereny, które co roku przyciągają tysiące turystów.
Dodatkowymi atrakcjami, które znajdują się na terenie Małej Fatry są bez wątpienia liczne malownicze wąwozy i kaniony wyrzeźbione przez wodę, a najpopularniejsze noszą nazwę „Janosikowe Diery”. Przyciągają one turystów wodospadami i wyjątkowymi formacjami skalnymi, pośród których poprowadzono kilka szlaków, by można było je podziwiać.
Naszym celem tego dnia było wejście na Wielki Rozsutec. Lecz by urozmaicić trasę oraz zamknąć ją w formie pętli, wycieczkę rozpoczęliśmy w Terchowej – Biały Potok, gdzie zaparkowaliśmy samochód. Następnie zielonym szlakiem ruszyliśmy w kierunku Małego Rozsutca. Początkowo w miarę łagodnie zdobywaliśmy wysokość, lecz po minięciu niewielkiej osady (z której okolic już zaczęły się pojawiać widoki), nasz szlak „przybrał na sile” i z każdym metrem robiło się coraz stromiej. Nawet końcowe kilkadziesiąt metrów, które prowadziło kilkoma kominami skalanymi, wymagało użycia sztucznych ułatwień w postaci łańcuchów czy klamer.
Po wejściu na Mały Rozsutec, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na drugie śniadanie, kontynuowaliśmy wędrówkę, schodzą na przełęcz Sedlo Medzirozsutce. Za nami było już blisko 800 metrów podejścia, więc teoretycznie największe podejście mieliśmy już za sobą. Czekało nas jednak kolejne 400 metrów, które zaraz za przełęczą mocno prowadziło w górę.
W odróżnieniu od szlaku na Mały Rozsutec, z tego prowadzącego na jego wyższego sąsiada – widoki zaczęły pojawiać już po kilkunastu minutach. A z każdym metrem w górę, były coraz bardziej interesujące. Ogólnie szlak prowadzący na szczyt jest bardzo urozmaicony, prowadząc od świerkowego lasu, poprzez liczne stanowiska kosodrzewiny, aż po otwarte połacie skał.
Na szczycie Wielkiego Rozsutca oczywiście czekała nas piękna panorama praktycznie wszystkich okolicznych szczytów i pasm górskich. Rodzime Beskidy, Tatry Zachodnie, Niżne Tatry, Wielka Fatra… same znajome miejsca, które już nieraz odwiedzaliśmy przed laty. Zresztą i Mała Fatra była już nam dobrze znana, wszak zarówno latem jak i zimą daje okazję do wędrówek czy wycieczek skiturowych.
Dalsza trasa prowadziła nas czerwonym szlakiem na Sedlo Medziholie. Ten fragment w swoim górnym przebiegu, pełny był dodatkowych zabezpieczeń, by podczas zejścia/wejścia, można było bezpieczniej się poruszać. Jest to o tyle ważne, że spora jego część prowadzi dość eksponowanym terenem a szlak bardziej przypomina łatwiejszą trasę wspinaczkową niż szlak pieszy.
Po zejściu na przełęcz, czekało nas dość monotonne, nie zawsze wygodne, zejście do Stefanowej. Na dole zrobiliśmy sobie krótką przerwę, którą wykorzystaliśmy oczywiście na posmakowanie Kofoli, czyli czechosłowackiego napoju, który wydaje się obowiązkowym do wypicia (po piwie 😉 ), będąc w Czechach lub w Słowacji.
Ze Stefanowej czekało nas jeszcze krótkie i przyjemne podejście na przełęcz Sedlo Vrchpodžiar. Po drodze, na mijanych łąkach, nie mogliśmy się nadziwić nadzwyczajnej ilości zimowitów jesiennych, którymi usłane były całe połacie.
Poniżej przełęczy odwiedziliśmy jeszcze chaty Podžiar, gdzie można coś kupić do jedzenia/picia oraz pamiątki z okolicy. Z pewnością warto się tu zatrzymać, by zapoznać się lokalną architekturą, tak charakterystyczną dla tych obszarów Małej Fatry.
Ostatni odcinek trasy, jaki mieliśmy do przejścia, prowadził nas przez tzw. Janosikowe Diery. Szliśmy dnem doliny/kanionu, wyrzeźbionego przez wodę. Liczne kładki i wąskie ścieżki prowadzące niemal po wodzie lub tuż nad nią, dodają niebywałego uroku trasie. Nawet samo przejście tego fragmentu może być celem samym w sobie, ponieważ nie jest nadto trudne, a urokliwość terenu bardzo imponuje.
Całą wycieczkę kończymy po 7 i pół godzinie. Pogoda i widoki tego dnia wyjątkowo nam dopisały, dzięki czemu cała wycieczka z pewnością na długo pozostanie w naszej pamięci :). A jako, że po całym dniu w górach, jednak można odczuć głód, na koniec wyjazdu, poszliśmy na obiad – a jakże – do słowackiej restauracji Haluškáreň Terchová, gdzie skosztowaliśmy pysznych dań! Śmiało polecamy ten lokal :).
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail