Szymon, czyli naczelny rider BeskidTrail
Jeśli sięgnąć pamięcią – góry od małego były dla mnie zawsze czymś więcej niż tylko kawałkiem skały. Niemalże każdy wyjazd pozostawiał mi w pamięci garść niezapomnianych wspomnień.
Szkolne wycieczki, które niejednokrotnie sam organizowałem, dodawały mi dodatkowej energii, by poza „braniem”, także „dawać” coś od siebie. Myślę, że dzięki temu potrafiłem niejednego kolegę wyciągnąć choćby na prostą wycieczkę, jedno czy dwudniową.
Z biegiem lat każdy wolny czas poświęcałem tylko jednej pasji – wędrówkom górskim. A gdy czasu zaczęło brakować, przyszła pora na rower. Dzięki bratu, który pokazał mi góry z innej perspektywy, udało mi się kupić pierwszego „górala”. Dość szybko już samodzielnie organizowałem swoje wyjazdy. MTB zaczęło dominować :).
Po roku dwutysięcznym, poznałem kilka osób, które w dłuższej perspektywie czasu – stały się bardzo bliskimi mi ludźmi. Zawdzięczam im bardziej dojrzałe spojrzenie na świat i wiele sytuacji życiowych, które spotykają młodego człowieka.
Wtedy też ponownie piesze wędrówki wskoczyły „na tapetę”, a rower przeznaczyłem do jazdy po okolicy mojej rodzinnej miejscowości. W tym też czasie, z zamiłowania do turystyki, postanowiłem zrobić kurs przewodnika beskidzkiego, który był spełnieniem moich marzeń, oraz kurs pilota wycieczek.
W trakcie wędrówek po kolejnych pasmach beskidzkich, udało mi się poznać moją przyszłą żonę, na którą później prawie przez dwa lata czekałem, błąkając się po górach. Przeznaczeniem było jednak ponownie nam się spotkać, w momencie gdy ja zaczynałem przygodę ze skiturami, a Ola z pieszą turystyką.
Od tej pory zaczęła się nasza wspólna wędrówka już nie tylko po górskich szlakach, ale i szlakach życia.
Razem przeszliśmy setki kilometrów po karpackich szlakach i bezdrożach.Na nowo też rozpoczęliśmy naszą przygodę z turystyką rowerową, poznając dzięki niej kolejne pasma górskie.
W tym czasie szczególnie upodobałem sobie góry Ukrainy, które niejednokrotnie odwiedzałem zarówno latem jak i zimą. Dzięki doświadczeniom tam zebranym, dużo łatwiej było mi niejako otworzyć się na bardziej południowe i zachodnie kierunki. Owocem tym odkryć była środkowa część Bałkanów, a dokładnie Czarnogóra.
Kilkakrotnie odwiedziliśmy ten kraj, który zawsze wywoływał w nas wspaniałe emocje i pozostawiał w sercu wyjątkowe przeżycia.
W międzyczasie zainwestowałem w nowy sprzęt do jazdy po górach. Nowy rower okazał się wyjątkowym „kompanem”, który idealnie wbił się wówczas w moje oczekiwania względem kontaktu z górami – nieskrywana wolność, szybkość przedostawania się z miejsca na miejsce i możliwość poznania i zobaczenia znacznie więcej, aniżeli pieszo.
Od tej pory rower stał się moją główną aktywnością. Jednym z głównych argumentów za przeprowadzką do Żywca była właśnie bliskość gór, w których chciałem spędzać każdy wolny czas. I nie ukrywam, że tak się właśnie dzieje :).
Stosunkowo łatwa dostępność gór, pozwoliła mi na bardziej „zaawansowane” poznawanie lokalnych ścieżek, którymi nie prowadzi żaden szlak. Dzięki tej eksploracji udało mi się i wciąż udaje poznać niesamowite miejsca, świetne traile i single, na których być może byłem pierwszym rowerzystą od ich powstania.
Przez minione lata oczywiście nie zapomniałem o skiturach. To one pozwalają mi w zimie doświadczyć niesamowitych wrażeń, niezależnie czy jest to klasyczna wędrówka czy emocjonujące zjazdy, których wbrew pozorom w Beskidach nie brakuje.
Nie ukrywam, że ciągłe poznawanie zarówno lokalnych przejazdów mtb, linii skiturowych czy nowych miejsc, jest dla mnie bardzo ekscytujące. Dzięki temu wciąż widzę potencjał w wielu, wydawać by się mogło, już dawno odkrytych miejscach. |
Ola, czyli piękniejsza połowa redakcji BeskidTrail
Kim byłam?
Krakowianką przez ponad 20 lat. To w tym mieście, oferującym wspaniałe możliwości sportowego rozwoju stawiałam swoje pierwsze kroki jako rowerzystka MTB. Po kupnie pierwszego roweru, w 2005 r. szybko wkręciłam się w ściganie i przez kilka lat startowałam z sukcesami w maratonach MTB, czas pomiędzy zawodami przeplatając wycieczkami po pobliskiej Jurze i pasmach beskidzkich.Tysiące kilometrów przejechanych w ciągu tych kilku sezonów rowerowych zaowocowało niezapomnianymi wrażeniami i znajomościami ze wspaniałymi osobami.
Przygodę z pieszą turystyką górską rozpoczęłam dopiero kilka lat później, po złamaniu ręki miesiąc przed pierwszymi zajęciami na uczelni :). Gdy poznałam Szymona, przez następnych kilka lat przemierzyliśmy „z buta” setki kilometrów po górach Polski, Słowacji i Ukrainy. W międzyczasie odpuściłam ściganie, dzięki czemu mogłam oddać się nowej pasji – nartom biegowym, a później skiturowym.
„Po drodze” udało mi się kupić wymarzony rower szosowy (który służy mi dzielnie do tej pory!), a także dość intensywnie uczyć się tańca towarzyskiego i salsy, co bardzo mile wspominam. Zakończenie studiów i praca na etacie ograniczyła ilość wolnego czasu, co skłoniło mnie do zawarcia bliższej znajomości z bieganiem, początkowo po okolicy dla „podtrzymania formy”, a później także po ukochanych Beskidach.
Kim jestem?
Żywczanką od 2015 roku. Po kilku latach spędzonych na ciągłych dojazdach w dalsze i bliższe góry, postanowiliśmy zaoszczędzić na paliwie i przeprowadziliśmy się do Żywca. Obecnie, mając góry na wyciągnięcie ręki, staram się wolny czas przeznaczać na jazdę na rowerze – szosowym lub górskim, bieganie (w tym sporadyczne starty na różnych dystansach), a zimą na wycieczki skiturowe. W sezonie letnim często łączę sport z kolejną pasją, jaką jest szeroko pojęte zamiłowanie do kwiatów, ziół i dziko rosnącego pożywienia (zwłaszcza borówek ;)). Podczas gorszej aury, dla równowagi chwytam za szydełko lub dobrą książkę.
Kim będę?
Odpowiem cytatem z mojej ulubionej książki:
„Wolę postrzegać swoje życie jak drzewo, które rozgałęzia się w sobie tylko znany sposób. Drzewo nie ma celu. Dąży tylko do tego, by się rozwijać i rosnąć.” Chrissie Wellington, Bez ograniczeń.
Być może będzie to bieganie ultramaratonów w górach, może swobodne podróżowanie z rowerem po pięknych zakątkach świata, a może coś zupełnie innego? |