Każdy środek tygodnia w marcu bieżącego roku dziwnym zbiegiem okoliczności stwarza dzięki sprzyjającej pogodzie, bardzo dobre warunki do skiturowania. I podobnie jak wcześniejsze „środki”, także i ten nastąpił po świeżej dostawie śniegu, która w górnych partiach Tatr wyniósła nawet 30 cm. Cóż było robić, jak nie zebrać ekipę i wyruszyć w góry :).
Zależało nam, by maksymalnie dobrze wykorzystać dobre warunki śniegowe łącząc to z przejściem ciekawej pętli. Tym samym zrodził się pomysł na Zawrat i Kozią Przełęcz, a reszta wyszła jako dodatek do głównego planu.
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Kuźnicach, by przez Boczań dojść do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Tu, po półtorej godzinie marszu, zrobiliśmy krótką przerwę, przy okazji obserwując ćwiczenia TOPR-u z użyciem śmigłowca. W międzyczasie z Karbu zjechała trzyosobowa ekipa, rozdziewiczając świeżą połać śniegu.
Tylko końcówka progu Zmarzłego Stawu wymagała wyjścia „na huzara”, reszta dobrze wyśnieżona do podejścia na foce, a zjazd – wiadomo – bez przeszkód.
Zawrat także dało się wysoko podejść na nartach – tylko na ostatnie 150 metrów trzeba było przytroczyć narty do plecaka. Na górze oczywiście cudne widoki na każdą ze stron przełęczy.
Z Zawratu zjechaliśmy w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich, by następnie przez Pustą Dolinkę podejść na Kozią Przełęcz. Zjazd niby przyjemny, ale śnieg jednak już trochę się nagrzał i stawał się ciężki w manewrowaniu. Pewnie godzinę czy dwie wcześniej, byłby bardziej puszysty :). Natomiast trafił się też fragment świetnego zjazdu, z którego skrzętnie skorzystaliśmy.
Podejście pod Kozią Przełęcz okazało się nader dogodne – cała nasza trójka zgodnie stwierdziła, że spodziewała się większej „walki” na podejściu. A tegoroczna zima bardzo ładnie wyśnieżyła żleb do Dolinki Pustej i na upartego nawet na foce dałoby się dojść na górę. My ostatnie 50 metrów woleliśmy „dla spokoju sumienia” podejść „z buta”. A na przełęczy całkiem sporo miejsca, niemal jak na plaży – wyjątkowo szeroko, przez to komfortowo można było przepiąć się do zjazdu.
Zjazd z Koziej Przełęczy do Koziej Dolinki już do najprzyjemniejszych nie należał, ponieważ pierwsze 100 metrów w zasadzie było zsuwem, ponieważ było dość twardo. Świeży opad ewidentnie został zwiany na drugą stronę lub dno doliny.
Za to niżej czekała nas nagroda za trudy powyżej – piękny zjazd szerokimi łukami po idealnym puchu – cała dolinka nasza 🙂
Później już pozostało nam dostanie się pod Murowaniec by w bonusie zafundować sobie podejście na Kasprowy Wierch. Tym samym trochę się tego dnia nachodziliśmy, bo wyszło nam blisko 28 km i ponad 2200 przewyższeń. No ale dla takich warunków i w takim towarzystwie – po stokroć warto :).
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail