Wstyd przyznać, ale w tym roku nie było mi dane wejść na Babią Górę. Latem nie lubię na niej tłumów, jesienią ładniejsze są Gorce lub Beskid Sądecki, a zimą to myśli się tylko o fajnych zjazdach na skiturach ;).
Wygospodarowałem więc nieco wolnego czasu i samotnie przeszedłem (tak! bez roweru 🙂 ) najbardziej standardową trasę, umożliwiającą zdobycie najwyższego szczytu Beskidów: Przełęcz Krowiarki – Sokolica – Babia Góra – Przełęcz Brona – Markowe Szczawiny – Przełęcz Krowiarki. W trakcie podejścia – żywej duszy, na wierzchołku – nikogo. Dopiero na zejściu spotykam 4 osoby – widać nie tylko ja mam czas w tygodniu na takie „przyjemności”.Wychodząc rano z Krowiarek, liczyłem trochę na spektakl chmur i słońca. Niestety jedynie w okolicach Sokolicy coś niewinnie się przewiewało, a wyżej w zasadzie szedłem już w chmurze. Czekałem kilkanaście minut na szczycie, lecz nadaremnie. Babia okazała się tego dnia wyjątkowo spokojną i łaskawą górą, ponieważ nawet wiatr aż tak nie doskwierał a minusowe temperatury nie były tak straszne.
Cóż, wychodzi na to, że jeszcze niebawem przyjdzie mi spróbować raz jeszcze, by zakosztować pożądanego spektaklu.
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail