Skitury bez reszty zawładnęły nami tej zimy! Ale nie może być inaczej, skoro w górach warunki do uprawiania tego sportu są co najmniej bardzo dobre, a zapowiadają się tylko lepsze. Lepsze, ponieważ niebawem nadejdzie czas wiosennych firnów, czyli tego, czego każdy narciarz wysokogórski pragnie najbardziej :).
Na niedzielnej rozpisce wycieczkowej stałą pozycję zajmuje Dolina Staroleśna w słowackich Tatrach Wysokich. Wielkość tej doliny idealnie oddaje mnogość zjazdów, jakie można tam popełnić. Począwszy od najprostszych, a skończywszy na tych ekstremalnie trudnych. Tymczasowo skupiamy się na tych pośrednich, aczkolwiek absolutnie nie umniejszamy urody i trudu samego dojścia do Zbójnickiej Chaty – schroniska położonego na blisko 2000 m n.p.m.
Tego dnia naszym głównych celem był Świstowy Szczyt (2383 m n.p.m.). W pięcioosobowym składzie udało nam się w przepięknych okolicznościach zdobyć jeden z trzech górujących nad Doliną Staroleśną jego wierzchołków. Pomimo mrozu, ostatnie podejście w pełnym słońcu, w osłoniętej dolince, nieco dało się nam we znaki. A co dopiero byłoby pełną wiosną, gdy już temperatury mocno „plusują” w dzień. Niezła patelnia :). Natomiast bez wątpienia warto!
Warunki zjazdowe, co tu dużo pisać, nie były jakoś rewelacyjnie. Liczyłem, że śnieg będzie bardziej odpuszczony/miękki, a w sporej części był na przemian przewiany gips lub tafla szreni, połączona ze zmarzniętymi starymi śladami zjazdowymi.
Po zjeździe ze Świstowego Szczytu w planie było wyjście i zjazd z Rohatki, lecz wcześniej wspomniane warunki odwiodły nas od tego zamiaru. W zamian poszliśmy na Zawracik Rówienkowy, który wydawał nam się lepszym wyborem. I w zasadzie, poza odcinkiem, który był już w cieniu, południowe zbocza pozwalały na nieco swobodniejszą jazdę. Choć przyznam, że wciąż daleko było do tych idealnych, spodziewanych warunków.
Na koniec dnia podeszliśmy jeszcze pod Czerwoną Ławkę, by móc zjechać na dno doliny poprzez Strzeleckie Pola. Warunki miejscami były nadzwyczaj dobre, biorąc pod uwagę średnią tego dnia. Końcowy odcinek niebieskim szlakiem, idealnie wyśnieżonym i równie idealnie wyślizganym, był niezłą zabawą w lawirowanie od bandy do bandy ;).
Ostatnie promienie słońca złapaliśmy na Hrebenioku, i po godzinie 17 zakończyliśmy turę w Starym Smokowcu.
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail