Myślę, że w taki dzień jak dzisiaj, 90 % rowerzystów spędza (przymusowo 😉 ) ten wolny dzień z rodziną. 9 % postanawia nie poddać się presji (otoczenia) i zaczyna coś grzebać przy rowerze, bo zazwyczaj nie ma się na to czasu (wszak żyje się od wyjazdu do wyjazdu). Natomiast ostatni procent rowerzystów, nie zważając na przeciwności pogody, wyciąga rower i rusza nim w teren. Przyznam, że tym razem znalazłem się w tej ostatniej grupie ;).
Poza tym kilka razy w roku mam ochotę na wycieczkę, na którą wezmę lustrzankę, z nadzieją na zrobienie kilku lepszych zdjęć w trudniejszych warunkach pogodowych. Poza tym takie balansowanie na krawędzi deszczu, mżawki, niskich chmur i wzajemnego przecierania się tych zjawisk jest czasem doprawdy… zjawiskowe :).
Głód roweru, szczególnie tego górskiego, po prostu nie pozwolił mi spędzić tego popołudnia w domu. Rano szybka dniówka w pracy, w domu pierogowy obiad, w międzyczasie szybkie pakowanie, i po 14-tej wyruszam z domu. W zasadzie ledwo co wsiadłem na rower, zaczęło kropić. No cóż – z cukru nie jestem, ale mokrym też nie zamierzam rozpoczynać wycieczki. Daję więc sobie i chmurom szansę. Po 10 minutach – gdy jestem w Leśnej, przestaje padać. Dobra moja – myślę sobie – i napełniony tą myślą, jadę dalej do Twardorzeczki.
Kilka lat temu wyczaiłem tam fajny podjazd prawie że bezpośrednio na Halę Radziechowską (Strava: https://www.strava.com/activities/1164705831/ ), prawie – bo dochodzi do niebieskiego szlaku, 500 m przed halą, ale już zdobywszy solidną wysokość. No właśnie, ową wysokość zdobywa się konkretnym podjazdem. Jest to szuter z miejscami zabetonowanymi kamieniami (na stromszych fragmentach). Nie powiem – można się tu sprawdzić ;).
Z Hali Radziechowskiej jadę na Magurkę Radziechowską i dalej na Magurkę Wiślańską. Po drodze w zasadzie cały czas zastanawiam się, czy aby nie wrócić już, bo cel minimum zrealizowałem. Lecz tak bijąc się z myślami „co dalej?”, pogoda sama dała mi znak – na grzbiecie przepięknie na dłuższą chwilę rozwiało trochę chmury – gdzieś nawet ku dolinom można było spojrzeć. Postanowiłem więc pojechać w kierunku Skrzycznego, a w razie czego ewakuować się ku dolinie jedną z dzikich ścieżek.
Gdy zdobywałem Gawlasi i Zielony Kopiec chmury ponownie zasnuły grzbiet. Malinowską Skałę prawie że po omacku wjechałem ;). Mgła/chmury były wyjątkowo gęste! Niby nie padało, lecz wilgoć była ogromna. Na Skrzyczne dojechałem lekko przemoczony, ale na szczęście nie bardzo wyziębiony (o dziwo nie wiało szczególnie bardzo). Do schroniska nawet nie wstępowałem, tylko ubrałem kamizelkę i zacząłem zjazd niebieskim szlakiem do Ostrego.
Aaa, bym zapomniał – bardzo zaskoczyły mnie dwie dziewczyny, które minąłem tuż po zjeździe z Malinowskiej Skały – szacun za determinację 🙂 Początkowo myślałem, że to jakaś większa grupka, a tu proszę – tylko dwie panie :).
A wracając do niebieskiego szlaku, jeśli ktoś szuka przygody na zjeździe, to zdecydowanie ten mu jej dostarczy. Górny odcinek jest typową beskidzką rąbanką, którą i ja czasem omijam bokiem, szutrówką, wpadając dopiero na niego na wysokości drugiej serpentyny. Dalszy odcinek szlaku jest już bardziej dla ludzi ;). Fajnie, szybko, technicznie, sporo flowu – można sobie pozwolić na wiele, ale ważne by panować nad rowerem, bo niektóre miejsca mogą zaskoczyć, i nawet najlepszy skill nie wyratuje. Sam dół można pokonać dwojako: albo do końca szlakiem, gdzie końcówka dość stroma lub jakieś 500 metrów przed doliną, można dobić w prawo i po 200 m złapie się dzikie single, którymi można tu i ówdzie pokręcić. Szaleństwa nie ma, ale singiel to singiel, jak mawiają.
Dziś wybrałem wersję szlakową, przy okazji przypominając sobie dolny odcinek tego szlaku. Zjazd wiele mnie nie wysuszył, za to bardziej wychłodził, więc nie zwlekałem wiele tylko prosto przez Lipową i Leśną zjechałem od razu do Żywca, by móc rozgrzać się pod ciepłym prysznicem.
No, i fajna wycieczka mi się udała – nawet nie przypuszczałem, wyjeżdżając z domu, że uda się tyle dziś w górach podziałać – good job!
Garść statystyk: | |
Długość: 44 km | |
Przewyższenie: 1270 m | |
Trudność: 3/5 | |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail
hejo,
gratki za trip, fajna trasa, bedzie trzeba to przejechac, gdy tylko kilka godzin wolnych bedzie