W okolice Wisły i Ustronia zaglądam stosunkowo rzadko. I to w zasadzie tylko i wyłącznie z powodu stosunkowo długiego dojazdu. Ale dziś przekonałem się, że w niespełna godzinkę, prawie cały czas ekspresówką, dojeżdżam w niemal każde dogodne miejsce rozpoczęcia wycieczki. I to jest coś, co zdecydowanie przemawia za częstszym bywaniem w tamtych okolicach. A nie muszę chyba nikogo przekonywać i skłaniać do odwiedzin tego zakątka Beskidów, ponieważ oferuje on doprawdy trasy mtb z najwyższej, rowerowej, półki. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od naszych preferencji i kondycji ;).
Ostatni raz w okolicy Czantorii i Stożka byłem we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to udało mi się rowerem przejechać znaczną część Beskidu Śląskiego » Beskid Śląski objechany :). Tym razem jednak chciałem po prostu pojeździć sobie na rowerze, w ciekawym terenie i nieco poznać nowego (tak, tak – są jeszcze miejsca w Beskidach, gdzie mnie nie było 😉 ).
Wycieczkę rozpoczynam w Ustroniu, przy Biedronce na obwodnicy. Całkiem dogodne miejsce na pozostawienie auta, a przed i po wycieczce można zrobić zakupy. Dojeżdżam do żółtego szlaku prowadzącego na Małą Czantorię by mniej więcej w połowie skierować się na stokówkę, która nieco okrążą tę górę. Górny fragment szlaku jest jednokierunkowy dla roweru, a ja nie przepadam za prowadzeniem roweru – wolę wjechać niż wejść. A i tak wznoszący trawers miejscami jest dość wymagający.
Po zdobyciu Małej Czantorii, z przerwą na obowiązkową Kofolę w czeskim schronisku, wjeżdżam na Czantorię Wielką. Po drodze daje się już zauważyć majowy ruch wycieczek szkolnych, który niejednokrotnie skutecznie tamuje dwukierunkowy ruch na szlaku.
Z Czantorii dość szybko zjeżdżam na Przełęcz Beskidek, czerpiąc sporą przyjemność z tego fragmentu szlaku. Pomimo dość luźnych kamieni, miejscami korzeni czy inne hopkek, to można tam dobrze się puścić, oczywiście z głową!
Przejazd na Soszów to już klasyk. Szybko, przyjemnie i z kilkoma dobrymi podjazdami. Fajny flow. A pomyśleć, że jeszcze dekadę temu ten szlak był jeszcze stosunkowo dziki i w większej ilości singlowy…
Na Stożek Wielki robię podjazd z ucieczką chwilową od granicy (po trasie jednego z maratonów mtb – jak wspominałem, wolę jechać niż iść, a końcowy podjazd i tak daje mocno w kość – lubimy to 🙂 ). W schronisku nawet się nie zatrzymuje i jadę dalej, z zamiarem zrobienia krótkiego odpoczynku przy skałach za Kyrkawicą. Odcinek pomiędzy Stożkiem a Kyrkawicą właśnie okazuje najbardziej błotny z całej wycieczki. Może i nie było tego mokrego tak dużo, ale miejscami solidnie zasysało ;).
Z Kiczory zielonym szlakiem zjeżdżam do Istebnej. W większości zjazd jest bardzo szybki, trochę techniczny, miejscami tylko błoto daje się we znaki. Za to flow i widoki na szlaku powalają :).
W Istebnej kieruję się na Zagroń i żółtym szlakiem wjeżdżam na Szarculę. Tak, to był jeden z dwóch szlaków, którymi do tej pory nie jechałem. Nie powiem, fajny, choć w sporej części po utwardzonej nawierzchni. Niemniej miejscami wymaga więcej siły, by całość wjechać.
Szarculę szybko przejeżdżam, kontynuując wycieczkę żółtym szlakiem (którym także do tej pory nie jechałem). Początek wznosi się w lesie, później po trasach biegowych zdobywa Kubalonkę i po odbiciu z tras, wiedzie bardzo fajnym trailem, miejscami singlem – dla mnie bardzo przyjemne. Kolejny szlak oznaczam jako konieczność przejazdu przy kolejnym pobycie w okolicy.
Na zjazd do Wisły Nowa Osada wybieram wcześniej znany mi czarny szlak. Kto nim jechał ten wie, że jest wyjątkowy. A kto nie, niech koniecznie spróbuje. Połowa wiedzie singlem, a finalny zjazd dość stromym trailem. Jest zabawa!
W dolinie uzupełniam picie i mniej więcej zielonym szlakiem wjeżdżam na Smerekowiec. Rok temu z Olą poznaliśmy bardzo fajny wjazd, w części omijający szlak Dzięki temu mamy świetną alternatywę wjazdu na grzbiet, w zasadzie w samotności, z widokami i singlem pod kołami.
Ze Smerekowca od razu mknę ku Trzem Kopcom (Wiślańskim), robiąc sobie przy Telesforówce krótki odpoczynek. Pogoda wciąż dopisuje, ale powoli zaczynam odczuwać zmęczenie. Wiem, że przede mną już prawie tylko w dół, ale jednocześnie czekają mnie po drodze dwa podjazdy: pod Świniorkę i Orłową. Rozkładem więc siły na oba, mniej więcej po równo. Oba udaje się wjechać, choć pierwszy miejscami chciał już ze mną wygrać ;).
Z Orłowej zjeżdżam zielonym szlakiem do Ustronia Polany. Szlak ten również wyjątkowo polecam, niezbyt trudny, a szybki, miejscami nawet bardzo! A końcówka to już poezja. Zdecydowanie warto!
Z Ustronia Polany szlakiem rowerowym dojeżdżam do centrum, po drodze trochę myjąc rower. Mijam już gwarne ulice, powoli zaczynające zapełniać się wczasowiczami. Uciekam więc od tego „klimatu” by kilkunastu minutach zakończyć wycieczkę przy wszystkim znanym sklepie z robaczkiem.
Garść statystyk: | |
Długość: 61 km | |
Przewyższenie: 2200 m | |
Trudność: 3/5 | |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail
Fajna trasa.
Masz jakies gpxy Twoich tras.
Moge dac linka do moich ale moje to bida w porownaniu z Twoimi.
Pozdrawiam
Dzięki – trochę sił kosztowała, ale pogoda i warunki na trasie wybitnie sprzyjały 🙂
Pliki gpx udostępniam w propozycjach tras, opisując szczegółowo przygotowane wycieczki (w dziale Trasy MTB, który będzie sukcesywnie rozwijany).
Z kolei samodzielne wycieczki pozostawiam dla siebie – dodając mapkę przy relacji celem inspiracji dla innych rowerzystów przy planowaniu trasy.
Sam przy planowaniu swoich tras posiłkuję się mapami wyd. Compass. Dostępne są on-line, a w teren zabieram mapę papierową lub przygotowaną na OruxMaps.
Pozdrawiam 🙂