Mniejsze czy większe pasma górskie otaczają Kotlinę Kłodzką niczym obwarzanek, co daje możliwość realizacji niemalże każdej trudności (i długości) wycieczek rowerowych. Bogata sieć szlaków, wytyczanych przez różne organizacje i stowarzyszenia w połączeniu z udostępnionymi leśnymi drogami i ścieżkami, może niejednego przyprawiać o zawrót głowy. Tym samym okolica bez wątpienia jest jedną z najlepszych lokalizacji na spędzenie co najmniej kilku dni na rowerze, nie nakładając na siebie przejechanych już kilometrów.
Podczas naszego trzydniowego pobytu codziennie odwiedziliśmy inne pasmo górskie w otoczeniu Kotliny Kłodzkiej.
Bazą wypadową były Pokoje gościnne Mazurki, położone w Lądku-Zdroju. Sympatyczna i serdeczna gospodyni, dostęp do dobrze wyposażonej kuchni i wygodne pokoje oraz bardzo dobra lokalizacja, to bez wątpienie główne atuty tego miejsca. Ale nie jedyne, szczególnie jeśli chce się skorzystać ze wszystkich atrakcji, jakie oferuje (tu odsyłam do w/w linku).
Rychlebské hory: Koníček/Kobyla Kopa + Borůvková hora/Borówkowa
Pierwszą trasę podczas naszego wyjazdu postanawiamy rozpocząć w czeskim Javorniku. Miejscowość położona tuż za granicą, po przejechaniu Przełęczy Lądeckiej, jest dobrym punktem wypadowym szczególnie w Rychlebské hory (pol. Góry Złote).
Ciągiem leśnych dróg i szlaków rowerowych, docieramy pod granicę polsko-czeską. Następnie nieoznakowaną ścieżką dobrze widoczną w terenie, wjeżdżamy na pierwszy z dwóch szczytów, jakie zdobywany tego dnia na rowerach – Koníček/Kobyla Kopa (850 m. n.p.m.). Nie ma tu w zasadzie żadnych widoków (czego nie można powiedzieć zaraz po rozpoczęciu zjazdu), natomiast dalszy przejazd którym jedziemy, dokładnie wzdłuż granicy, jest niemalże jednym niekończącym się naturalnym singlem. Równolegle prowadzi niebieski szlak, nieco na wschód, po czeskiej stronie. Oba warianty są ciekawe, lecz nasz jednak bardziej wymagający (trasa pełna jest mniejszych czy większych sekcji kamiennych, korzeni, technicznych przejazdów itp.). Szlak jest zdecydowanie spokojniejszy.
Docierając na Przełęcz Lądecką, przejeżdżamy na czeską stronę, i szlakiem rowerowym wjeżdżamy na Borůvková hora (pol. Borówkowa) (899 m. n.p.m.). Przejazd tego odcinka poza spokojnym zdobywaniem wysokości po szutrowej drodze, nie był specjalnie wymagający. Za to zjazd ze szczytu, na Przełęcz Różaniec (593 m. n.p.m.) to już konkretny kawał dobrego zjazdu, o którym krążą legendy :). Zdecydowanie najciekawszy fragment tej wycieczki – nasycony szybkimi singlami, technicznymi korzenno-kamiennymi odcinkami i czystym flow, który bez wątpienia w każdym rowerzyście pozostawi jak najlepsze wrażenie!
Na przełęczy robimy zwrot z powrotem na czeską stronę gór, i rowerowym szlakiem podjeżdżamy do skrzyżowania tras Pod Bílou skálou. Obieramy następnie czerwony szlak, i jedziemy nim dalej, po drodze zahaczając o bardzo ciekawe wychodnie skalne – Vysoký Kámen (691 m. n.p.m.). Zdecydowanie warto odbić kilkadziesiąt metrów od szlaku, i podjechać (oznakowanie trójkątami), a potem wejść naszczyt skał. Roztacza się z nich rewelacyjna panorama, a wyjątkowej urody same skały bez wątpienia dodają uroku temu miejscu.
Po krótkiej wspinaczce, wracamy do rowerów i kontynuujemy zjazd czerwonym szlakiem. Do pierwszego przecięcia ze stokówką, szlak jest względnie przejezdny dla rowerów, natomiast odcinek do drugiej, niżej położonej drogi, jest już zdecydowanie większym wyzwaniem, szczególnie gdy jest mokro i liście zasłaniają szereg niespodzianek. Ogólnie – da się, lecz bardziej dla tych co umieją w dół (warto!). Na dalszy przejazd, by od razu nie zjechać w dolinę z asfaltem, postanawiamy odbić w lewo, na leśną drogę, która bardzo przyjemnie opada i pozwala cieszyć się wygodnym i malowniczym zjazdem pośród bukowo-świerkowego lasu.
Dotarłszy w dolinę, ponownie łapiemy czerwony szlak, którym jedziemy już do końca trasy, ponieważ doprowadza nas do miejsca rozpoczęcia wycieczki. Po drodze jedziemy jeszcze wzdłuż granicy lasu i łąk, mając okazję podziwiać ciekawie pofalowany krajobraz, ciągnący się na wschód od Rychlebské hor.
Trasa w większości jest stosunkowo prosta i przyjemna, ponieważ w sporej części prowadzi leśnymi drogami. Natomiast jest na niej kilka smaczków, którymi z pewnością przypadną wielu zaawansowanym rowerzystom do gustu. Myślę, że jest to całkiem dobry kompromis dla tych, co chcą więcej i trudniej, i tych, co mniej i łatwiej :).
Garść statystyk: | |
Długość: 36 km | |
Przewyższenie: 1200 m | |
Trudność: 3/5 | |
Następnego dnia podjeżdżamy samochodem do Dusznik-Zdroju, by stamtąd rozpocząć kolejną wycieczkę. Na początku szlakiem rowerowym ciągnącym się zboczami Gór Bystrzyckich (by nie marznąć w dolinie oraz uniknąć asfaltowego podjazdu) docieramy do Zieleńca. Po drodze odwiedzamy jeszcze bardzo ciekawe torfowisko, które objęte jest rezerwatem (jest możliwość przejechania/przejścia drewnianą kładką, ciągnącą się nad torfowiskiem).
Sam podjazd z doliny Bystrzycy Dusznickiej do Zieleńca jest co najmniej mocno rozgrzewający ;). Przy jednym (jedynym?) otwartym sklepie, robimy sobie krótki postój i jedziemy dalej główną drogą, by zielonym szlakiem wjechać na Vrchmezí (pol. Orlica)
(1084 m. n.p.m.). Jak przystało na pogodny dzień weekendu, na trasie sporo piechurów, którzy jednak w większości kończą wycieczkę na zdobyciu szczytu i wejściu na wieżę widokową, z której rozpościera się wspaniała, dookólna panorama na szereg pasm Sudetów.
Dalsza trasa, początkowo czerwonym, a później zielonym szlakiem, która prowadzi grzbietem lub w jego pobliżu, jest w większości o asfaltowej nawierzchni. Jadąc tym odcinkiem wycieczki, po lewej i prawej stronie mija się bunkry wybudowane przez Czechosłowację pod koniec lat 30. ubiegłego wieku dla obrony przed Rzeszą Niemiecką. Finalnie nigdy nie zostały wykorzystane, a nam do dzisiejszych czasów pozostało kilkadziesiąt, z reguły bardzo dobrze zachowanych, fortyfikacji.
Jeszcze na grzbiecie zmieniamy kolor szlaku na niebieski. Jednocześnie nawierzchnia pod kołami staje się także przyjaźniejszą dla rowerów MTB. Zjeżdżamy do miejscowości Deštné v Orlických horách, a ostatnie kilkaset metrów szlaku jest ponownie bardzo godne i w sam raz sprawdza umiejętności zjazdowe oraz wykorzystuje pełne zawieszenie naszych rowerów.
Zjechaliśmy w dolinę, więc teraz trzeba ponownie dostać się na grzbiet. Naszym celem jest zdobycie najwyższego szczytu Gór Orlickich – Velká Deštná (1115 m. n.p.m.). Dzięki czeskim mapom mapy.cz w połączeniu z heatmapą Stravy, na górę docieramy bardzo fajnie poprowadzonymi leśnymi serpentynami. Minimalizując wysiłek, udało się bardzo wygodnie ponownie zdobyć wysokość, a ostatni fragment podjazdu wiódł perfekcyjnym, naturalnym singlem – po prostu idealny wjazd :).
Na szczycie znajduje się wieża widokowa o oryginalnej konstrukcji, z której nie omieszkamy skorzystać. Widoczność tego dnia była bardzo dobra, więc z pewnością warto wyjść powyżej linii koron drzew, by móc pooglądać bardzo rozległe widoki na Sudety.
Trasę kontynuujemy czerwonym szlakiem, którym docieramy po czterech kilometrach do Masarykovej chaty, położonej tuż nad przełęczą Šerlich. Na miejscu korzystamy z restauracji, pijąc pyszną kawę i zajadając się wyjątkową w smaku zupą czosnkową (Česneková polévka), która przy temperaturze na zewnątrz oscylującej w okolicach 7 stopni Celsjusza idealnie rozgrzewa :).
Nieco zregenerowani, a na pewno rozgrzani, zaczynamy właściwy powrót do Dusznik. Jadąc wzdłuż granicy docieramy ponownie na Vrchmezí (pol. Orlica), skąd zjeżdżamy do Podgórza kilkoma trasami wchodzącymi w skład Singletrack Glacensis: Orlicka, Widokowa i Sołtysia. Wszystkie trzy trasy, pomimo że podobne, to jednak różniące się między sobą. Natomiast zdecydowanie warte odwiedzenia, by poczuć przyjemność przejazdu pośród świerkowego lasu czy pokręcić się na ciasnych zakrętach.
Następnie krótkim, acz bardzo treściwym podjazdem dostajemy się na przełęcz powyżej, skąd już wygodną trasą rowerową zjeżdżamy bezpośrednio do Dusznik, w miejsce skąd rozpoczęliśmy wycieczkę.
Wycieczka rowerowa pomimo swej długości, w dużej miejsce jest dość łatwa. Jedynie kilka fragmentów wymaga większych umiejętności (o czym wspomniałem wyżej), jednak częściowo można je ominąć, zmieniając nieco trasę. Na pewno wizyta na dwóch najwyższych szczytach Gór Orlickich (na których znajdują się wieże widokowe) oraz ogólnie malowniczy charakter trasy, czyni ją bardzo przyjemną i nietrudną.
Garść statystyk: | |
Długość: 50 km | |
Przewyższenie: 1420 m | |
Trudność: 3/5 | |
Trzeci dzień przeznaczyliśmy tylko i wyłącznie na jazdę po ścieżkach Singletrack Glacensis. Mając za punkt wypadowy Lądek-Zdrój, idealnie można tak „skonfigurować” sobie wycieczkę, że śmiało można przejechać kilka pętli wytyczonych w okolicy. Czy to będzie jedna, dwie czy więcej pętli, które połączy się w całość – w pełni zależeć będzie od naszych możliwości czasowo-kondycyjnych.
Tego dnia postanowiliśmy zrobić przejazd pięcioma pętlami, które sensownie tworzą bardzo ciekawe połączenie.
Rozpoczynając z Lądka-Zdroju, na początek pętlą Orłowiec wjechaliśmy na Przełęcz Jaworową, skąd kolejną pętlą Dwie przełęcze dojechaliśmy do Przełęczy pod Trzeboniem. Największą przyjemnością tego fragmentu wycieczki był zjazd pętlą Złoty Ztok do Złotego Stoku. Następnie tą samą pętlą, tyle że jej wjazdowym fragmentem, dotarliśmy na ponownie na Przełęczy pod Trzeboniem i dalej na Przełęcz Jaworową. Stąd czekał nas już wyśmienity zjazd (no, z krótkim podjazdem 😉 ) pętlą Orłowiec, do Orłowca, a potem do Lądka-Zdroju.
Korzystając jeszcze z dwóch godzin dnia (jednak krótki dzień listopadowy nie sprzyja zbytnio długim wycieczkom rowerowym), postanowiłem odwiedzić jeszcze dwie pętle. Czołówka oczywiście była schowana w plecaku, więc w razie przedłużenia się przejazdu – wciąż miałem możliwość dokończyć go przy sztucznym świetle.
Pierwsza z nich – Zdrój jest wybornie poprowadzonym podjazdem, a jego niemal naturalne przedłużenie – pętla Trojak, to już niemal esencja estetycznego i ciekawie wykonanego singla, z wieloma kamiennymi urozmaiceniami, zarówno na trasie jak i obok niej, pośród głównie bukowego lasu. O tej porze roku – późną jesienią – biały kamień ścieżki wyjątkowo ciekawie prezentuje się z kolorowymi liśćmi leżącymi tuż obok. Sama pętla (stan na dzień 14.11.2022) jeszcze oficjalnie nie dochodziła na wierzchołek Trojaka (765 m. n.p.m.), lecz jej zaawansowanie budowlane wskazywało, że jeszcze przed końcem roku będzie otwarte, a już na pewno w nowym roku będzie można nią wjechać na samą górę. Podjechałem więc na górę grzbietową drogą od północy, by zjechać na południe, na Przełęcz Kobyliczne Siodło, skąd rozpoczyna się zjazdowa część pętli Trojak. Oczywiście zjazd z Trojaka to niepełna informacja, ponieważ po minięciu Skalnej Bramy i Skalnej Twierdzy, trzeba grzecznie znieść rower kilkanaście metrów. Później już się da ;).
Na koniec wycieczki czekała mnie wspaniała nagroda w postaci rewelacyjnego zjazdu dwoma pętlami – Trojak i Zdrój. Pierwsza – szybka, kręta, z elementami skocznymi i ciekawymi formacjami skalnymi pod i obok kół ułożonymi. Druga pętla prostsza, ale też szybka. I szkoda tylko, że tak krótka. Natomiast połączenie obu – świetna sprawa – idealne bardzo sycące zakończenie całodniowej wycieczki. A trasy w promieniach zachodzącego słońca, usłane jesiennymi liśćmi, tworzą dodatkowy smaczek tych pętli. Polecam!
Garść statystyk: | |
Długość: 64 km | |
Przewyższenie: 1280 m | |
Trudność: 3/5 | |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail
To już wiem gdzie pojadę na rower 🙂 bardzo ciekawe trasy