Nie ma to jak przywitać wiosnę w Dolomitach – pomyślałem nad ranem, gdy na zewnątrz auta temperatura wynosiła minus 14 stopni. Lecz budzący się dzień i wstające słońce zapraszało do wyjścia ze strefy komfortu w strefę… w strefę skiturowej przygody, która czekała nas przez najbliższe dni. Ale po kolei ;).

Z pierwszego, lutowego terminu wyjazdu w Dolomity, oczywiście nic nie wyszło. Ani składu, ani pogody, a i warunki w górach średnie były. Nic to – czekamy na następną okazję. Szereg wcześniej zaplanowanych rodzinno-zawodowych spraw spowodował, ze jedyny termin wyjazdu jaki wchodził w grę do weekend 24-25 marca +/- 3 dni przed lub po nim, zależnie od pogody. Może i skomplikowana data, lecz przynajmniej rama czasowa wyjazdu została konkretnie ujęta.

Na kilka dni przed planowanym terminem wyjazdu, pojawiły się korzystne prognozy pogody, a pozytywne doniesienia o lokalnych warunkach śniegowych, zdecydowały o podjęciu decyzji – jedziemy! Wraz z Bolkiem i Przemkiem, którzy dołączyli do naszej dwójki, 20 marca wieczorem z Żywca wyruszyliśmy w Dolomity. Wcześniej wyszperany w Internecie pensjonat był dostępny w tym terminie, więc potwierdziliśmy nasz przyjazd. Tym samym agroturystyka Rienznerhof stała się naszym domem przez najbliższe 6 dni (obiekt oczywiście gorąco polecamy!).

Po nocnym przejeździe przez Słowację i Austrię oraz krótkiej drzemce w okolicy Villach, wczesnym rankiem dojechaliśmy na miejsce. Bazę wypadową mieliśmy w Villabasie/Niedersdorf, skąd codziennie dojeżdżaliśmy na poszczególne wycieczki skiturowe.

Celem pierwszego dnia, który był dla mnie swego rodzaju miernikiem zastanych warunków śniegowych, była przełęcz Forcella Colfiedo (2 721 m n.p.m.) w grupie Braies. Idealna tura na pierwszy dzień – podejście nietrudne i nie długie, a dające możliwość zweryfikować „co w trawie piszczy” czyli jak wygląda sytuacja śniegowa na miejscu (ilość, jakość, wystawy, zagrożenie lawinowe, itp.).

Wycieczkę rozpoczęliśmy tuż po dziewiątej, po o dziwo dość sprawnym „przeobrażeniu się” z ciuchów podróżnych w ubiór skiturowy. Początkowo wygodną leśną drogą, po założonym śladzie, doszliśmy pod przełęcz Forcella Lerosa. Po krótkim odpoczynku, skierowaliśmy się na północ, w dolinę Valbones. Stopniowo zdobywaliśmy kolejne jej piętra, by po 45 minutach ponownie skręcić w prawo, w kierunku widocznego już w oddali naszego celu – Forcella Colfiedo. W międzyczasie chłonęliśmy rozległe panoramy, które z każdym zdobytym metrem, stawały się bardziej imponujące. Śnieg na podejściu był przyjemnie miękki – jak to zsiadły puch. Tylko miejscami nieco twardawy.

Przełęcz Forcella Colfiedo udało się zdobyć całkiem sprawnie. Bałem się, że po nieprzespanej nocy i braku aklimatyzacji, wystąpią jakieś większe problemy, lecz tych na szczęście udało się uniknąć. Na górze mieliśmy do wyboru: zjazd drogą podejścia (po wybornym śniegu, lecz drogą niżej w twardym śniegu, niczym w szynach) lub dziewiczy zjazd na wschód. Po kilku przemyśleniach i wzajemnych konsultacjach, postanowiliśmy zjechać nieruszonym do tej pory żlebem. Górny fragment pełny był dobrego śniegu, więc można było niemal swobodnie kręcić. Nieco niżej zaczął pojawiać się zbetoniały śnieg i miejscami szreń. Lecz udawało się pokonać te nieprzyjemności, szukając chociażby niewielkich wklęśnięć, w których znajdował się lepszy śnieg. Dopiero ostatnie 400 metrów zjazdu stało większym problemem, ponieważ był on już poważnie „skażony” operacją słońca. Z każdym kolejnym metrem w dół śnieg twardniał, by finalnie w najniższej części zjazdu, przemienić się niemalże w lód. Na szczęście udało się pokonać i te trudności, a na dole mogliśmy cieszyć się zjazdem i pokonaniem go jako pierwsi (nota bene tego dnia dopiero po naszym zjeździe kilka osób zdecydowało się tam pojechać).

Na koniec dnia pojechaliśmy do naszej kwatery Rienznerhof w Villabassa, by rozpakować się na cały pobyt oraz odpocząć i wyspać się po trudach nocy i dnia.


Dzień 2
Na drugi dzień naszego pobytu w Dolomitach, zaplanowałem wyjście na jeden z wyższych wierzchołków w okolicy, który nota bene okazał się być widoczny z okien naszej kwatery – Cima Alta Piatta (2 905 m n.p.m.). Podjechaliśmy do doliny Campo di Dentro, w której od parkingu w górę prowadzi tor saneczkowy (przy okazji zimowy dojazd do schroniska w górze doliny). Trochę szlakiem skracając serpentyny, trochę drogą dość monotonnie, osiągnęliśmy górną część doliny. Po nieco ponad godzinnym marszu, znajdując się już w sercu gór, zrobiliśmy krótki odpoczynek.

Podczas kolejnych metrów wznoszenia, podziwialiśmy coraz bardziej wyjątkową górską scenerię. W międzyczasie widzieliśmy wiele innych celów skiturowych, które może nie były wybitnymi przełęczami czy szczytami, ale oferowały wyborne śniegi do zjazdu. My jednak chcieliśmy dotrzeć do planowanego celu, mając także nadzieję na przyjemny zjazd.

Cima Alta Piatte zdobyliśmy dość późno, kilkanaście minut przed 15. Z wierzchołka roztaczały się przecudne widoki, w zasadzie w każdą stronę. Wyjątkowa przejrzystość pozwalała dostrzec dalekie pasma Alp, z wieloma wybitnymi szczytami. Na górze w zasadzie spędziliśmy tylko tyle czasu, by coś zjeść, napić się i porobić kilka zdjęć, wiedząc, że z każdą minutą warunki do zjazdu będą się pogarszać (część doliny zaczęła zachodzić cieniem, tworząc nieprzyjemną szreń).

Zjazd niestety w sporej części nie był jakoś przyjemny – spóźniliśmy się z nim tego dnia o dobre dwie godziny. Więcej tam było walki, by jakoś dostać się na dół. Lecz i trafiały się odcinki, gdzie można było bardzo poczuć radość ze zjazdu.

Doświadczenie z tego i wczorajszego dnia, wskazało nam już w jakie wystawy (na zjazd) celować oraz zmobilizowało nas to do wcześniejszego wychodzenia na szlak.


Dzień 3
Jednym z zaplanowanych celów podczas tego wyjazdu była przełęcz Forcella Cristallo (2 808 m n.p.m.). Wycieczka na nią idealnie wpasowała się w oczekiwany kierunek zjazdu (który też był drogą podejścia) – północy, ponieważ dawał sporą gwarancję dobrego śniegu, niezależnie od pory dnia.

Kilka minut po ósmej stawiliśmy się na parkingu u wylotu doliny Fonda. Darzę to miejsce wielkim sentymentem, ponieważ podczas pierwszego kilkudniowego wyjazdu na skitury w Dolomity, udało mi się, wraz z kolegami, zjechać do tej pory najtrudniejszy zjazd – Canale Staunies Nord (wycena 4+)

Początkowo płaskim dnem doliny dochodzimy pod interesującą bramę skalną. Za nią powoli wznosimy się, chcąc czym prędzej dojść do słońca, ponieważ w cieniu było zdecydowanie za rześko ;). W promieniach słońca, pokonawszy już 400 metrów podejścia, robimy odpoczynek. Przy okazji obserwujemy w jaki sposób inni skiturowcy pokonują czekające nas przejście wąskiego progu, oddzielającego 2 poziomy doliny. 3/4 da się przejść „na foce”, lecz ostatnie 30 metrów wymaga już zdjęcia nart i przypięcia ich do plecaka. Po pokonaniu tych trudności, naszym oczom ukazują się rozległe zbocza, pełne świetnych terenów zjazdowych.

Do przełęczy zostało nam jeszcze sporo podejścia, lecz nie było ono specjalnie trudne. W niespełna 2 godziny pokonujemy tę część trasy i ok. 13.30 meldujemy się na Forcelli Cristallo. Nie spędzamy na niej wiele czasu, ponieważ zerwał się dość chłodny wiatr, który skutecznie nas wychładzał. Robimy kilka zdjęć i przepinamy się do zjazdu. Pierwsze 100 metrów dość twarde i zryte przez innych narciarzy, ale wraz z rozszerzaniem się żlebu, trafiamy na nietknięte połacie miękkiego śniegu. Zabawa jest doprawdy przednia – cudowny zjazd w pięknych okolicznościach przyrody.

Próg pomiędzy dolną a górną częścią doliny ja zjeżdżam na nartach a Bolek i Przemek bardziej asekuracyjnie w rakach pokonują te trudności. Po tym fragmencie przejazd dnem doliny mocno przejeżdżonej przez poprzedników jest średnio przyjemny. W godzinę od rozpoczęcia zjazdu, melduję się z powrotem na parkingu i w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca, podziwiam urodę masywu Cristallo.

Wspomnianą przełęcz udało mi się zdobyć już 2 lata temu, tyle że od strony południowej. Jest to bardziej wymagająca skitura, dostępna tylko przy pewnych warunkach śniegowych. Gdy teraz byłem na przełęczy, nie było widać jeszcze żadnych śladów podejścia i zjazdu na tamtą stronę.

Zobacz także:
» Skiturowe Dolomity #2


Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *