Wszystko wskazuje na to, że złota, polska jesień już za nami, ale jak tu kończyć sezon rowerowy, skoro dopiero tydzień temu otwarto Babia Góra Trails w Zawoi. Choć dzień zapowiadał się chłodny i pochmurny (w Żywcu rano było ledwo 10 stopni), a na popołudnie wróżono deszcz, zdecydowaliśmy się odwiedzić nową miejscówkę.

Z Przełęczy Klekociny, gdzie podjechaliśmy samochodem, by zaoszczędzić nieco czasu, ruszyliśmy dopiero o 11:15. Zaraz za przełęczą przywitała nas kompletnie zniszczona i błotnista droga zwózkowa, którą niedawno przechadzał się niedźwiedź – ze śladów wynikało, że ślizgał się tak jak my ;). Na szczęście po kilkuset metrach odbiliśmy w starą, zasypaną liśćmi dróżkę, znaną wśród rowerzystów jako trail „Myśliwski” . Nim dojechaliśmy do Hali Barankowej, i po przyjemnym przelocie grzbietem Wełczonia, wbiliśmy się na kultowy zjazd „Grzędą” , którym dotarliśmy do Zawoi. Warunki do jazdy o dziwo były dobre, podłoże wciąż suche, jedynie dalszych widoków brakowało, bo chmury skutecznie osnuły szczyty.

Po krótkim podjeździe główną drogą docieramy do parkingu przy starym Centrum Górskim Korona Ziemi. Centrum już opustoszało, ale dla riderów wybudowano tu punkt z toaletami, prysznicami z ciepłą wodą i myjkami do rowerów. Część podjazdu „Podbłędny” jest zamknięta, więc musimy kawałek podjechać stokówką, na szczęście po kilkuset metrach możemy wjechać na trail, będący naprawdę łatwą technicznie ścieżką o przyjemnie niedużym nachyleniu :). Jedynie kilkanaście metrów ścieżki wyłożono kamieniami w miejscu, gdzie przechodzi ona przez coś na kształt gołoborza. Poza tym odcinkiem jedzie się utwardzoną ścieżką i w spokoju można podziwiać las ;). Po drodze kilkukrotnie przecinamy trasy zjazdowe, ale jedziemy do samej góry – do górnej stacji wyciągu Mosorny Groń – ot, dla zaliczenia, bo widoki na Babią Górę trzeba sobie dziś wyobrazić.

Po krótkim odpoczynku zjeżdżamy na początek najdłuższej trasy „Sokolica” . Prawie pięć kilometrów dobrego zjazdu, ze świetnymi bandami (oj, lubię takie rzeczy, a Soil spisuje się na tego typu ścieżkach fenomenalnie!), sporo hopek, stolików dla fanów hopsania, wszystkie jednak można przejechać lub objechać, jeśli nie lubimy tego typu atrakcji. Oboje przyznaliśmy, że świetnie się bawiliśmy na tej trasie :). Od razu po zjeździe zaczynamy ponowny podjazd do krótszej, ale treściwej ścieżki „Diablak” , o większym nachyleniu, bardziej naturalnym podłożu i kilku „niespodziankach” w postaci solidnych dropów. W kilku miejscach nieco mnie „przytyka”, ale dropy na szczęście można ominąć, choć nieco na dziko. Myślę, że następnym razem pójdzie lepiej ;). Zaskakująca jest końcówka zjazdu nad potokiem, malownicze miejsce z możliwością nieplanowanej kąpieli, jeśli się nie uważa. Przed mostkiem można odbić na dziką ścieżkę prowadzącą w górę ku ostatniemu trailowi, który chcemy dziś przejechać – „Rydzowemu” – tak też robimy. Jest to faktycznie ścieżka dla początkujących, łagodnie opadająca w kierunku parkingu.

Po odwiedzinach w sklepie w okolicach zjazdu na Mosorne (aż dziw, że przy ścieżkach nie ma choćby budki z napojami!) zawracamy, by stromym, asfaltowym podjazdem wjechać z powrotem na Halę Barankową. Po drodze wypatruję w betonowym rowie zagubioną salamandrę, która ewidentnie nie umie wydostać się z pułapki; przenosimy ją więc w bezpieczne miejsce i po krótkiej sesji foto z gadzinką jedziemy dalej. U podnóża Smyrakowej rozpoczyna się transgraniczna ścieżka dwukierunkowa „Tabakowy” , będąca świetna alternatywą dla żółtego szlaku pieszego, który na podjazd nieszczególnie się nadaje, przynajmniej w dolnej części. „Tabakowy” ma ponad pięć kilometrów i pozwala w przyjemny sposób podjechać aż pod Mędralową. Myślę, że w dół również może dostarczyć sporo radości, jest też bardzo widokowy, choć to wiem raczej z poprzednich odwiedzin tego rejonu. Dziś widoki jedynie na najbliższe kilkadziesiąt metrów, gęsta mgła skrapla się na okularach, kurtce, nogawkach…brrr. Klimat świetny, ale jednak temperatura 5 stopni powyżej zera zachęca do szybkiego zjazdu do samochodu. Na deser zostawiliśmy sobie przejazd zielonym szlakiem przez Halę Kamińskiego. Bardzo przyjemny singiel, którym zjeżdżamy z powrotem na Przełęcz Klekociny, w siąpiącym deszczu kończąc dzisiejszy wyjazd.

Garść statystyk:
Długość: 42 km
Przewyższenie: 1500 m
Trudność: 3/5

Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *