Po krótkich testach Soila na lokalnych ścieżkach, przyszedł wreszcie czas na solidną, górską jazdę. Poligonem doświadczalnym miała być trasa Szymona z ubiegłorocznej jesieni. Plan na weekend więc był :).

W sobotę wystartowaliśmy o 10:00 z Nawojowej. Asfaltowy podjazd szybko wyprowadził nas na widokowe pola i łąki wsi Popardowa Niżna. Pierwsze kilometry trasy do przysiółka Margań były czystą przyjemnością – płynna jazda szutrowymi drogami pośród kwitnących bzów, pasących się owieczek i obłędnych krajobrazów Beskidu Niskiego i Sądeckiego. Po następnych kilku kilometrach w lesie docieramy do absolutnie niepodjeżdżalnej ściany, na której mogę się przekonać, czy wygodnie nosi się Soila na plecach ;). Na szczęście urokliwe single na grzbiecie Czerszli były tego warte.

Za Kopcem wskakujemy na niebieski szlak (w Kamiannej jego fragment wiodący stokiem narciarskim omijamy drogą), który bardzo nam przypadł do gustu a mi dodatkowo szybkie zjazdy pozwoliły docenić stabilność Soila. Za przełęczą Huta, na żółtym szlaku (uwaga na słabo widoczne odbicie z głównej drogi) czekało nas drugie tego dnia podejście, na szczęście nie tak strome i wynagrodzone przyjemnym zjazdem. Na Runek dojeżdżamy niebieskim szlakiem, częściowo technicznym podjazdem wraz z pierwszymi kroplami deszczu. Nie bawimy tam długo; bez ociągania zjeżdżamy na Uhryń, tam po sprawdzeniu sytuacji na radareu.cz i blitzortung.org postanawiamy przeczekać ulewę. W stronę Runka ciśnie za to ekipa na full-fatach ;), najwyraźniej im deszcz nie przeszkadza, ale my mamy przed sobą jeszcze 20 km trasy i nie chcemy niepotrzebnie się wychładzać.

Po kilkunastu minutach możemy ruszać dalej, co czynimy z ochotą, bo czerwony szlak Jaworzyna Krynicka-Rytro to klasyk w tej części Beskidów! Na Hali Łabowskiej zatrzymujemy się na kawę z chałwą, które to połączenie daje doskonały power na ostatnie kilometry trasy. Przed Halą Pisaną, spowitą już w chmurach, odbijamy na żółty szlak do Nawojowej. Niestety w górnej części został już zniszczony przez zwózkę drewna, ale od stokówki wciąż jest świetny! Kolejne polany, przez które przejeżdżamy, odsłaniają przed nami najpiękniejsze widoki – tak charakterystyczne dla Beskidu Sądeckiego rozległe hale, strome doliny, malowniczo rozrzucone na stokach przysiółki…

Z każdym kilometrem doceniam „czarną robotę” którą odwala za moje ramiona i nogi zawieszenie Soila, mogę się rozsiąść prawie jak w fotelu i delektować pięknem krajobrazu :). Do auta docieramy w promieniach słońca; wbrew niezbyt optymistycznym prognozom udało się zrealizować dość ambitny plan.

Po drodze na nocleg na polu biwakowym w Uhryniu wpraszamy się jeszcze na kolację w Feleczynie (przy ośrodku edukacyjnym Lasów Państwowych). Rozweseleni już uczestnicy tamtejszej imprezy biorą nas chyba za swoich i bardzo chętnie dzielą się grillowymi smakołykami ;).

Niedzielny ranek budzi nas niebem zasnutym chmurami i kroplami deszczu bijącymi o namiot. Na szczęście drewniana wiata pozwala śniadać w komfortowych warunkach. Z czasem przestaje padać, a gdy ruszamy na trasę z parkingu w Roztoce Ryterskiej prawie się rozpogadza. Czując lekkie zmęczenie sobotnią trasą planujemy spokojną wycieczkę – na początek 10 kilometrów podjazdu pod Przełęcz Żłobki, trawers Radziejowej i zdobycie wierzchołka od zachodniej strony. Szczyt skryty jest w chmurach, także rezygnujemy z wizyty na wieży widokowej i wracamy na Żłobki. Dla mnie zjazd ten jak na razie mieści się w kategorii „no way” :), więc Szymon musi na mnie trochę poczekać ;). Na szczęście dalsza część czerwonego szlaku, którym (co nie bez zażenowania wyznaję) zjeżdżamy po raz pierwszy, z nawiązką rekompensuje trudy podjazdu i spacer z Radziejowej. Zjazd do Rytra to takie „wszystkomające” MTB – są i single, i szybkie szutry, i techniczne odcinki, przeloty widokowymi łąkami a i parę podjazdów się znajdzie :). Jeśli miałabym wybrać jeden szlak, taki must have każdego szanującego się rowerzysty górskiego, to byłby właśnie ten!

Na koniec pozostaje tylko asfaltowy podjazd do parkingu w dolinie Roztoki, gdzie Nadleśnictwo Piwniczna przygotowało miejsce odpoczynku z wiatami, ławkami i nawet gałęziami na ognisko, z czego skwapliwie korzystamy piekąc kiełbaski. Swoją drogą, polecam ich fanpage na FB – wrzucają tam fajne filmy i zdjęcia.

Garść statystyk (1 dzień):
Długość: 65 km
Przewyższenie: 2200 m
Trudność: 3/5
Garść statystyk (2 dzień):
Długość: 26 km
Przewyższenie: 1010 m
Trudność: 3/5

Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *