Grzbietowy przejazd z Czantorii w kierunku Stożka zawsze jest dobrą okazją do przejazdu mtb. Jeśli nie ma się planu – to właśnie tym fragmentem wycieczki można uzupełnić całkiem dobrą trasę. Ja plan miałem, lecz został on „nieco” zmodyfikowany przez moje niedopatrzenie w kwestii zapasowych części, jakie z reguły wożę ze sobą. Ale po kolei.
By zdobyć szczyt Czantorii Wielkiej na rowerze, wjeżdżając całość, jest kilka możliwości (na tej wycieczce pokazałem dwie: pierwszą – trudniejszą, drugą – nie łatwą 😉 ), ale zapewne każdy może zaplanować własne warianty. Osobiście lubię właśnie te, które przejechałem, i zazwyczaj na nich opieram dostanie się w okolice wierzchołka.
Wycieczkę rozpoczynam w Ustroniu. Po kilkuset metrach mam już pierwszy poważniejszy podjazd ul. Myśliwską, która miejscami naprawdę jest stroma. Dojeżdżam do żółtego szlaku i częściowo nim jadę, później nieco trawersuję, by finalnie zacząć terenowy podjazd wymagającą, stromą, leśną drogą (kilka fragmentów powyżej 20%). Dotarłszy na Małą Czantorię mogę w końcu cieszyć się rozleglejszymi widokami i co też ważne – przyjemnym szlakiem w dół, a później (po stromym, krótkim odcinku) także w górę.
Pierwszy postój robię przy Horská chata Čantoryje. Obowiązkowa Kofola, baton i jadę dalej. Zdobycie Czantorii Wielkiej to już tylko formalność.
Po pierwszym zjeździe, na Przełęcz Beskidek, już wiem, że zaplanowana trasa będzie musiała ulec modyfikacji :/. Jak się okazało, za późno zareagowałem na wymianę klocków w hamulcach (a te w zasadzie skończyły się już w trakcie ostatniej wycieczki w Szczyrku). Próbowałem coś jeszcze z nimi walczyć, ale już nie nadawały się do niczego. Musiałem więc zjechać do Wisły i szukać otwartego sklepu/serwisu. Na szczęście udało się to sprawnie ogarnąć i mogłem kontynuować wycieczkę. Tylko co dalej – wracać na zaplanowaną trasę czy rzeźbić cokolwiek, by nie tracić wolnego dnia? Postawiłem na pierwszą opcję i z Wisły Dziechcinka podjechałem mniej więcej zielonym szlakiem na Soszów. Wjazd w zasadzie w całości w siodle – połowa to asfalt/płyty, a druga część – leśna droga dobrej jakości. Co prawda było wiele odcinków o dwucyfrowym nachyleniu, lecz przyjazny cień dodawał wytchnienia od południowego słońca. Poza tym wybrałem opcję „spokojnie, ale ciągle” i dzięki temu całkiem sprawnie zdobyłem Soszów Wielki.
Akcja „nowe klocki” kosztowała mnie dodatkowo 10 kilometrów i 400 metrów w górę. Cóż – nie pamiętam kiedy wcześniej miałem jakąś awarię, z powodu której musiałem zmienić zaplanowaną trasę, więc jak na razie statystyki powodzenia wycieczek są wciąż dobre ;).
* * *
Jeśli będziecie chcieli powtórzyć moją trasę, śmiało kontynuujcie przejazd z Czantorii Wielkiej na Soszów czerwonym szlakiem – jest on doskonały na rower mtb i z pewnością będzie się on Wam podobał. Sam bardzo lubię nim jeździć, a tylko sytuacja z klockami hamulcowymi zmusiła mnie do zjazdu do Wisły.
* * *
Na Soszowie złapałem pierwotną trasę, i czerwonym szlakiem jechałem na Stożek Wielki. Tuż przed nim – wykorzystałem „rowerowy” wariant podjazdu do schroniska, by nie musieć prowadzić roweru szlakiem. Zrobiłem sobie w końcu zasłużony odpoczynek, zjadłem kanapkę i uzupełniłem wodę.
Przed Kyrkawicą odbijam w prawo na czeski niebieski szlak, którym dojeżdżam do drogi rowerowej. Sam szlak miejscami mocno kamienisty, z kilkoma trudniejszymi fragmentami. W dół do zjechania, w górę niewjeżdżalny, szczególnie dolny odcinek.
Od tej pory dalszy przejazd, w zasadzie aż pod Czantorię, prowadzić będzie zgodnie z przebiegiem czerwonego szlaku. Jego początek, po ostrym skręcie w prawo z trasy rowerowej, zapowiada bardzo fajny singiel. I faktycznie przez kilometr nim jest, niestety leży na nim kilka pni, które uniemożliwiają płynny przejazd. Natomiast – biorąc pod uwagę ogólny przebieg – warto.
Dalsza część czerwonego szlaku, poza bardzo fajną, singlową końcówką zjazdu do Nydka, jest wygodną leśną drogą, czasem nieco bardziej wyboistą. Ogólnie większą trudność na tym odcinku mogą sprawić interwałowe podjazdy niż zjazdy. Poza tym mija się bardzo widokowe polany, z których roztaczają się bardzo ciekawe panoramy Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego.
W Nydku robię kolejny postój regeneracyjny, korzystając z otwartego sklepu spożywczego. Przede mną „ostatnie” pięćset metrów podjazdu. Sił na szczęście jeszcze trochę zostało (mimo nieplanowanej wizyty w Wiśle). Podjazd znam, więc wiem, że poza pierwszym kilometrem, wraz z nabieraniem wysokości, będzie trudniej, znaczy stromiej. Cóż, w górach nie ma miękkiej gry ;). Wiedziałem, że w razie jakichś problemów z podjazdem, mogłem wrócić stokówkami przez niżej położoną przełęcz i dalej trawersem, kilka godzin wcześniej przejechaną trasą rowerową, zjechać do Ustronia.
Wjazd kosztował nieco więcej sił niż zakładałem, lecz udało się całość wjechać (zwykle rozpoczynam tędy podjazd na Czantorię, a nie kończę jak w tym wypadku, więc siłą rzeczy podjazd kosztował mnie więcej wysiłku, niż zazwyczaj).
Ponownie chwilkę odpoczywam przy Horská chata Čantoryje. Celowo nie dłużej, ponieważ robi się już chłodniej, a póki rozgrzane mięśnie, lepiej będzie się zjeżdżać. A zjazd zaplanowałem sobie niebieskim szlakiem, który nieopodal chaty skręca na północ i doprowadza do doliny Poniwca. Przyznam – nie znałem tego szlaku, więc celowo chciałem nim zjechać. I tak: pierwsza połowa, szczególnie do niewielkiego wodospadu – całkiem ciekawa i warto. Druga część to już bardziej wytracanie wysokości leśną, mniej lub bardziej kamienistą drogą. Raczej nie będę już tym szlakiem zjeżdżał. Natomiast jest to fajna opcja na najszybszy zjazd w dolinę.
Po dotarciu do drogi asfaltowej, czeka mnie jeszcze kilka kilometrów dojazdu do parkingu, lecz to już niemal tylko w dół. Krótkie mycie roweru, pakowanie i kolejna całkiem ciekawa trasa przejechana. Myślę, że mogę ją polecić ;).
Garść statystyk: | |
Długość: 54 km | |
Przewyższenie: 2245 m | |
Trudność: 3/5 | |
Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail