Worek Raczański jest moim ulubionym obszarem działań rowerowych. Może nie widać tego po częstotliwości odwiedzin tego rejonu, choć w tym roku byłem w nim dwa razy:
– Wielka Racza oraz Oźna na deser
– Z Wielkiej Raczy na Rycerzową przez Bryzgałki
Za to na przestrzeni minionych lat, można w archiwum znaleźć o wiele więcej wyjazdów w te okolice :).

W tym roku udało się przejechać sporą część ciekawszych tras, lecz niedosyt jednak pozostał. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, by zakończyć jedną z wycieczek zachodem słońca na Bendoszce Wielkiej. Sezon rowerowy, jak na drugą połowę grudnia, ma się nie najgorzej. Przyzwyczaiłem się już do niskich temperatur, więc pozostało mi jedynie zaplanować trasę.

Wymyśliłem więc sobie wycieczkę, którą w zasadzie w całości uskuteczniłem, lecz nie spodziewałem się, że przyjdzie mi zmierzyć się z tak „wyjątkowymi” warunkami na szlakach.

W Rycerce Górnej-Kolonii rozpocząłem trasę, wjeżdżając żółtym szlakiem na Wielką Raczę. Do schroniska nawet nie zaglądałem, domyślając się, że temperatura nie będzie w środku wiele wyższa niż na zewnątrz (ot, w chłodne czy zimowe dni, ile razy nie zaglądałem do niego, zawsze było w nim co najmniej rześko).

Na Wielkiej Raczy temperatura spadła już poniżej zera (na parkingu miałem 1°C) – wynosiła – 4°C. I w zasadzie przez całą wycieczkę trzymała się w przedziale od -1 do -3.

Liczyłem, że wzorem poprzednich dni, uda się trafić na inwersję i morze chmur w dolinach, lecz tym razem nie miałem tego szczęścia. Rano jak zerkałem na beskidzkie kamery, to owszem, widać było nic, ale liczyłem, że to się rozwieje, szczególnie że wyjeżdżając z Żywca, widziałem przebłyski błękitu. No cóż, cały czas liczyłem, że może choć końcówka dnia będzie dla mnie łaskawa i docierając na Bendoszkę, otrzymam wizualną nagrodę za trudy wycieczki.

Z Wielkiej Raczy czerwonym szlakiem pojechałem na Przełęcz Przegibek i dalej do Bacówki PTTK na Rycerzowej. Nie pchałem się na wierzchołek widząc, że póki co na żadne przejaśnienia nie ma co liczyć. W schronisku coś zjadłem, rozgrzałem się mega kubkiem kawy i ruszyłem… w drogę powrotną.

Zapomniałbym dodać, że czerwony szlak pomiędzy Przegibkiem a Rycerzową zagradza kilkanaście mniejszych czy większych drzew, więc o płynności przejazdu też nie ma mowy.

Jako że w jedną stronę jechałem czerwonym szlakiem, to wróciłem na Przełęcz Przegibek niebieskim. Już dobrych kilka lat nim nie jechałem i chciałem zobaczyć, jak obecnie wygląda i czy słusznie wciąż go omijam na rowerze ;). I tu w zasadzie mam mieszane odczucia. Otóż gdyby trafić na nim na suche warunki, byłby wart jazdy nim, nawet w obu kierunkach. Natomiast jeśli trafi się na warunki wilgotne i gorsze (o czym później), raczej odradzam. Owszem, jest on w większości niezłym singlem, lecz mnogość korzennych przeszkód ogranicza jego przejezdność do w/w warunków.

Do schroniska na Przełęczy Przegibek nie zaglądam, bo ani nie jestem głodny, ani też odpoczynku mi nie trzeba, więc od razu zaczynam zjazd zielonym szlakiem do Rycerki – doliny Rycerek. Jak sięgam pamięcią – nie jechałem nim nigdy! I wstyd przyznać, ale jakoś nigdy nie był mi po drodze, stąd też planując dzisiejszą trasę, zależało mi, bym nim zjechać. Dodatkową motywacją, by przejechać się tym szlakiem, był jego singlowy charakter w drugiej części. Zdecydowanie warto – nie za trudno, ale i też tak łatwo nie jest, szczególnie, gdy się podkręci prędkość :).

Po zjechaniu w dolinę pozostaje mi ponownie dostać się w górę, na grzbiet, więc wybieram jedną ze stokówek (najkrótszą, ale i na początku stromą), którą docieram do niebieskiego szlaku w okolicy Przełęczy Przysłop Potócki. Od tego miejsca jadę nim w kierunku docelowego punktu tej wycieczki – Bendoszki Wielkiej. Cześć najstromszego fragmentu omijam, jadąc wznoszącym się trawersem czerwonego szlaku. Połowa to stara leśna droga, a reszta zarastający singiel. Polecam to rozwiązanie, zamiast pchać rower raczej nie wjeżdżalnym fragmentem niebieskiego szlaku.

Już wjeżdżając z doliny wiedziałem, że chyba tylko cud uratuje mi ten dzień, więc pożegnałem się z myślą o cudownym zachodzie słońca. Bendoszka przywitała mnie chmurą, stąd też po kilku zdjęciach, zamiast czekać na spektakl słońca (a muszę przyznać, ze timing miałem idealny, by w sam raz załapać się na niego), zacząłem zjazd w kierunku Przełęczy Przegibek. Przed schroniskiem skręciłem w prawo, na zielony szlak, i nim już do końca, zjechałem do Rycerki Górnej-Kolonia. 3/4 szlaku jest przyjemnym singlem, o podobnym charakterze co wcześniejszy zjazd w drugą dolinę, zatem zdecydowanie wart jest polecenia. Jedynie końcówka jest po prostu szeroką i równą leśną drogą, na której można się nieźle rozpędzić ;). Natomiast za całokształt szlakowi należy się duży „plus” :).

Na koniec czekał mnie krótki odcinek asfaltem, by dojechać do parkingu. Nawet rower specjalnie się zbrudził, gdyż… jakoś warunki temu nie sprzyjały ;).

A warunki na trasie miałem niemal takie jak na lodowisku! Lekki mróz skutecznie zmroził większość błotnisk, a wilgoć z powietrza osiadła na kamieniach oraz korzeniach. Na tych ostatnich dodatkowo tworząc lodową polewkę, którą doprawdy trudno było sensownie pokonywać. Wiele razy się udawało, lecz i zdarzały się uślizgi, które później już nauczyły mnie, co się da zrobić, a czego nie ;). Mimo że przejechana trasa obfituje w szybkie i stosunkowo proste zjazdy, tym razem musiałem znacznie zmniejszyć prędkość przelotową, ponieważ na wielu zakrętach mocno mnie wynosiło, a przednie koło nie zawsze chciało trzymać linię (bynajmniej nie z powodu opony, bo ta sprawdziła się na wcześniejszych wyjazdach zimowych). Reasumując – było wiele zabawy, balansu ciałem i rowerem oraz kilkanaście podejść, na których ślizgałem się w butach bardziej niż na rowerze. Ot, uroki zimy czy raczej zimna, bo do zimy jeszcze brakuje jakiś metr śniegu :).

Trasa oczywiście w normalnych warunkach letnich jest bardzo przyjemna (ja nie narzekam za bardzo, bo nie każda wycieczka musi być taka sama, i tym samym zawsze na coś nowego się trafi, choć jeździ się już wiele lat) i w 100% ją polecam, szczególnie że obfituje (zazwyczaj) w widoki, nie jest trudna a trzy schroniska „po drodze” mogą uczynić przejazd bardziej „strawnym” ;).

 

Zachęcamy do zaglądania na nasz profil na Facebooku – @BeskidTrailPL – i polubienia nas – ponieważ poza udostępnieniami wpisów z bloga, znajdują się też inne relacje z bieżących wycieczek (a ostatnio jest ich tam całkiem sporo 🙂 ).

Garść statystyk:
Długość: 37 km
Przewyższenie: 1650 m
Trudność: 3/5

 


Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

2 thoughts on “Z wizytą w Worku Raczańskim

    1. Worek Raczański to jeden z klasyków w Beskidach. Myślę, że każdy eMTeBowiec powinien go choć raz przejechać :).
      W obu kierunkach jest ciekawy, przy czym odcinek Wielka Racza-Przegibek więcej lepszych zjazdów. Natomiast w drugą stronę 98% też można w siodle pokonać. Zresztą – pojedziesz, to sam się przekonasz o wyjątkowości tamtejszych szlaków :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *