I stało się – sezon MTB oficjalnie otwarty :). Nie żebym narzekał na zimę czy inną chłodniejszą porę roku, lecz nadszedł czas, kiedy już można w większej części Beskidów wjechać rowerem w teren. I nie martwić się o błoto, mokre szlaki czy zalegający śnieg, tylko kulturalnie, jak na rowerzystę mtb przystało – suchym kołem przejechać szlak ;). Co prawda ten weekend jeszcze kusił skiturowo, lecz propozycja Marcina, by wspólnie wybrać się na rowerową wycieczką mtb, przekonała mnie ;). Zresztą kiedyś trzeba definitywnie zakończyć sezon narciarski.

Na pierwszą górską wycieczkę sezonu, nie ma co szaleć z trudnościami czy dystansem. Natomiast warto skorzystać z widokowej pogody, podczas której dalej na horyzoncie można dostrzec zaśnieżone jeszcze tatrzańskie szczyty, które pięknie komponują się z budzącą do życia przyrodą.

Stąd też pomysł na dzisiejszą wycieczką zrodził się niejako sam, ponieważ miało być maksymalnie dużo otwartej przestrzeni, stosunkowo wysoko i nie za trudno. Całość idealnie wpisuje się w rejon Baraniej Góry w Beskidzie Śląskim, a dokładniej jej wschodnie zbocza. Jest tam ogrom możliwości jeśli chodzi o wybór tras przejazdu, nie tylko szlakami, ponieważ można przeplatać je, korzystając z gęstej sieci dróg leśnych, tzw. stokówek.

Wycieczkę rozpoczęliśmy w Węgierskiej Górce, skąd nieco naokoło wjechaliśmy pod Glinne i dalej stokówkami dostaliśmy się na Halę Radziechowską. Moim zdaniem jest to jedna z najpiękniejszych beskidzkich hal – malowniczość jej jest doprawdy imponująca!

Dalszy przejazd kontynuowaliśmy już czerwonym szlakiem, najpierw zdobywają Magurkę Radziechowską, a później Wiślańską. Szczyt Baraniej postanowiliśmy ominąć, ponieważ w planie była wizyta na Hali Baraniej. Tam też zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Pogoda i widoki doprawdy powalały!

Z Hali Baraniej zjechaliśmy nieco do stokówki, i kierując się na południe, objechaliśmy Barański Groń i długim łukiem zjechaliśmy do Kamesznicy-Złatna (Bugaj). Dalej rowerowym szlakiem objechaliśmy Czerwieńską Grapę, a na koniec jeszcze podjechaliśmy na końcówkę czerwonego szlaku, którym obok fortu Waligóra, zjechaliśmy finalnie do Węgierskiej Górki.

Cieszę się, że we czwórkę, wraz z Olą, Marcinem, Pawłem udało się przejechać te wycieczkę – była wg mnie naprawdę wyjątkowej urody. Nie zawsze trzeba wysoko, daleko i trudno, by było po prostu ładnie, ot tak :).

Garść statystyk:
Długość: 36 km
Przewyższenie: 1300 m
Trudność: 3/5

Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

8 thoughts on “Stokówki Baraniej Góry

  1. piekne widoki, super widoczność,
    prosze opisywać miejsce gdzie zostało zrobione zdjęie itp
    przyjemniej i łatwiej to się wtedy ogląda

    1. dd,
      Osobiście bardzo lubię ten odcinek – przyjemnie techczniczy, miejscami szybszy i dla mnie cały w siodle do przejechania. Przy czym faktycznie kamienie miejscami utrudniają przejazd 😉

  2. Czesc
    Pierwszy raz wybralam sie w Beskidy z rowerem i kurcze ledwo dojechalam… Faktycznie trasa bardzo malownicza ale podjazdy dosc trudne jak na żółtodzioba w tej dziedzinie…O dzis dzis zakwasy mam na rękach a nie na nogach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *