Superior X-ROAD Team Elite

Superior X-ROAD Team Elite

Gdzie jak nie we włoskich Alpach lepiej przetestować nowy rower? :). Po kilku jazdach w rodzimych Beskidach, nie mogłem doczekać się wyjazdu, na którym Superior X-ROAD Team Elite będzie mógł zmierzyć się z jednymi z najlepszych tras szosowych we Włoszech. Pierwsze dni spędzone na nowym rowerze to oczywiście wzajemne poznawanie się oraz drobne korekty ustawień, by jeździło się wygodniej. Natomiast już od pierwszej przejażdżki byłem niemal pewny, że dokonałem trafnego wyboru.

Zaplanowanie wyjazdu rowerowego w Dolomity czy ościenne góry, po wielu latach doświadczeń, nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu.  Pozostaje tylko wyznaczyć termin, liczyć na przychylną pogodę oraz dobrego towarzysza podczas wycieczek. O dziwo – wszystkie wymagania udało się spełnić, i to w najlepszym możliwym wydaniu. Dzięki temu tygodniowy wyjazd do Włoch pełny był wyjątkowych wrażeń estetycznych, a nowy rower, na mniej lub bardziej znanych trasach, okazał się idealnym wyborem. Myślę, że nasz „związek” będzie trwały i przepełniony tylko najlepszymi emocjami :).

Trasa #1: Passo Mortirolo i Passo Gavia- 107 km / 2950 m up

​Pierwsze kilometry nowym rowerem na włoskiej ziemi postanowiłem przejechać w Bormio. Myślę, że żadnemu kolarzowi nie trzeba nadto przedstawiać tego miejsca. Magiczne Stelvio czy Mortirolo u każdego pasjonata dwóch kółek powoduje mocniejsze bicie serca.

I o ile Stelvio i sąsiednie Umbrail już kilka lata temu przejechałem na szosie, o tyle Gavia i Mortirolo, z różnych powodów, nie zawsze były mi po drodze. Stąd też jako pierwszą wycieczkę, zaplanowałem zdobycie tych właśnie przełęczy. Jednocześnie odwróciłem klasyczną pętlę, którą pokonują zazwyczaj kolarze nocujący w Bormio, i jako pierwszą przełęcz wjechałem Mortirolo, a później Gavię. Dzięki temu po dwóch solidnych wspinaczkach, można było cieszyć się już tylko zjazdem.

Na Passo Mortirolo od zachodniej strony można wjechać dwoma wariantami – trudnym i bardzo trudnym. Jako, że nie chciałem „na dzień dobry” zanadto cierpieć, wybrałem pierwszą wersję, czyli podjazd z Grosio. Na Mazzo di Valtellina przyjdzie jeszcze czas ;).

Trzeba przyznać, ze dwucyfrowe nachylenie lekkie nie jest. Jedzie się stabilnie, w kilku miejscach mocniej trzeba się wysilić. Widokowo podjazd jest przeciętny – umówmy  się. Kto zakosztował już chociaż trochę włoskich tras, ten z pewnością to potwierdzi. Lecz, co też ważne – włoska przeciętność jest i tak o niebo ładniejsza niż rodzime klasyki, więc…  jest dobrze :).

Po zdobyciu przełęczy, zjazd w dolinę do Incudine, i dalej w kierunku Ponte di Legno. Trochę odpoczynku, dwa kawałki pizzy, cola i w drogę – Gavia sama się nie wjedzie. A jest tego podjazdu niemało – ponad 1400 metrów! Na szczęście początek jest dość przyjazny, a dopiero po wjechaniu na pierwsze serpentyny, zaczyna robić się stromiej. O tyle dobrze, że jedzie się w cieniu drzew, co przy bardzo wysokiej temperaturze i pełnym słońcu nie jest bez znaczenia.

Gdy wyjechałem ponad granicę lasu krajobraz zaczął mocno się zmieniać, a widoki robiły się coraz to bardziej intersujące. Im bliżej celu – tym bardziej surowo, poważniej i tak jakby wysokogórsko – wszak jedzie się na wysokość 2621 m n.p.m.

Passo Gavia przywitało nas wyborną pogodą, nawet jak na taką wysokość – było względnie ciepło. Dobry radler, kilka słodyczy, zdjęcia i na dół. Zjazd równie ciekawy, co podjazd – choć wydawał się łagodniejszy (będzie trzeba sprawdzić następnym razem). Im niżej – tym cieplej, a w dolinie już wręcz upalnie – o tak – cały nasz wyjazd przebiegał w towarzystwie naprawdę wysokich temperatur. A zjazd z Santa Caterina wyborny – szybki, szeroki – idealny zakończenie dobrej wycieczki!

Garść statystyk:
Długość: 107 km
Przewyższenie: 2950 m
Trudność: 5/5

Trasa #2: Passo del Bernina, Forcola di Livigno, Passo d’Eira & Passo del Foscagno – 130 km / 2850 m up

Kolejna wycieczka, którą zaplanowałem, to już nieco dłuższa pętla, która wymagała sporej „dojazdówki”. Lecz w zamian ponownie czekało nas zdobycie kilku bardzo ładnych przełęczy oraz wyborny zjazd do Bormio.

Pętla przez szwajcarską przełęcz Passo del Bernina (2328 m n.p.m.) oraz graniczną Forcola di Livigno (2315 m n.p.m.) to już wydawać by się mogło poważniejsze wyzwanie rowerowe. Lecz jeśli na spokojnie podejdzie się to jego realizacji – odwdzięczy się wyborną jazdą w otoczeniu przepięknych gór.

Długi zjazd z Bormio do Tirano postanowiliśmy pokonać zwykłą drogą, wiedząc że niemal równolegle prowadzi ta tylko dla rowerów. Niewielki ruch, a przede wszystkim przejazd przez centra włoskich miasteczek, ma swój niepowtarzalny urok.

W Tirano zaczyna się zasadniczy podjazd – można „od razu” pojechać na Forcola di Livigno, lecz wg mnie jeśli tylko zapas sił i motywacja pozwalają – warto jeszcze podjechać (i zjechać) na Passo del Bernina. Poza oczywistym zdobyciem kolejnej przełęczy, zdecydowanie wartym odnotowania są bardzo ciekawe widoki na pobliskie lodowce oraz najwyższe szczyty w okolicy. A jako że droga jest dobra, ruch niewielki i dodatkowe kilometry (+7 km) oraz podjazdy (+275m) nie są wartościami  dobijającymi – polecam.

Po drodze mija się kolejne szwajcarskie wioski oraz bardzo urokliwie położone jezioro Lago di Poschiavo, skąd zaczyna się poważniejszy podjazd. Natomiast z każdym metrem w górę, otoczenie nabiera coraz to bardziej górskiego charakteru, więc można pozwolić sobie na delektowanie się widokami.

Dłuższą przerwę robię w Livigno, gdzie ładuję nieco „akumulatory” w lokalnym markecie spożywczym. Przede mną ostatnie 2 przełęcze – Passo dell’Eira (2210 m n.p.m.) oraz Passo del Foscagno (2291 m n.p.m.). Na obie wjeżdża się całkiem przyjemnie, nawet pomimo zmęczenia długością trasy i podjazdami. Popołudniowe słońce już tak nie grzeje, a widokowo – wciąż nieźle.

Końcowy zjazd do Bormio – wyborny! Co prawda sama końcówka wymaga dokręcania, i to nie małego, lecz całościowo przedni :). 

Cała pętla nie jest często wybierana przez kolarzy, ponieważ może trochę zniechęcać dojazd oraz długość/przewyższenie trasy, lecz gdy podejdzie się rozsądnie do tematu, odpowiednio dobierze tempo/odpoczynki, to z pewnością jej przejazd na długo zapadnie Wam w pamięci :).

Garść statystyk:
Długość: 130 km
Przewyższenie: 2850 m
Trudność: 4/5

Trasa #3: Passo Pordoi, Campolongo, Gardena i Sella – 70 km / 2050 m up

Jeśli miałbym wybrać tylko jedną trasę, jaką chciałbym przejechać na rowerze szosowym, to bez dwóch zdań będzie to Sella Ronda, czyli najpiękniejsza pętla szosowa w Dolomitach. I o ile można spierać się, w którym kierunku jej przejazd jest ładniejszy (sam jechałem ją już kilka razy, i do tej pory nie mam zdania 😉 ), o tyle jej uroda jest już bezdyskusyjna ;).

Naszą pętlę rozpoczynamy w Canazei, zdobywając jako pierwsze Passo Pordoi (2239 m n.p.m.). Startujemy ok 9 rano, więc ranek jeszcze chłodny, dzięki temu pierwszy podjazd jedzie się bardzo przyjemnie. Na przełęczy już cieplej, ale wciąż daleko do upałów z wcześniejszych dni. Zjazd do Arabby, po nowej nawierzchni – wyborny. Szkoda tylko, że przejrzystość tego dnia nie była najlepsza. Lecz nie ma na co narzekać – i tak było bardzo ładnie.

W Arabbie uzupełniamy bidony i wjeżdżamy bardzo sprawnie na kolejną przełęcz – Passo di Campolongo (1875 m n.p.m.), kilka zdjęć i na dół. A zjazd do Corvary – no cóż – cudowny, piękny, wspaniały… esencja tego co najlepsze w Dolomitach. Nie sposób było oderwać oczu od gór, a tu cały czas trzeba uważać na drogę. 

Po zjechaniu mały odpoczynek na „małe co nieco”, i ponownie w górę. Przed nami – wg mnie – najpiękniejsza przełęcz w Dolomitach i droga na nią wiodąca – Passo Gardena  (2121 m n.p.m.). Na górze, wiedząc, że pogoda wciąż nam sprzyja, czas na zasłużonego radlera – a co – w końcu rower to nie tylko czas spędzony na siodełku, ale i także chwile relaksu w trakcie jazdy :).

Ponownie przed nami niedługi zjazd, który przerywam na krótką sesję foto, ponieważ na przydrożnych łąkach kwitną już zimowity (takie jesienne wydanie krokusów 😉 ). Później już trawers pod kolejną przełęcz i wjazd na nią – Passo Sella (2118 m n.p.m.). Jedzie się wciąż wybornie – w zasadzie wszystko dopisuje i naprawdę nie ma do czego się przyczepić. A nowy rower – niemal sam niesie ;). Na przełęczy napawamy się widokiem na najwyższy szczyt DolomitówMarmoladę/Punta Penia (3343 m n.p.m.) oraz obserwujemy obżerającego się świstaka. Kolejne chwile relaksu mijają jednak szybko, ponieważ choć wiemy, że przed nami już tylko zjazd, to nie ma co się ociągać, gdyż na popołudnie zapowiadane są burze (a te na szosie, czy w ogóle w górach, nie są niczym przyjemnym).

Zjazd jest bardzo szybki, tylko na chwilę zwalniamy przed samochodami, czy robiąc zdjęcia. Całość trasy udaje się przejechać bardzo sprawnie i przyjemnie – doprawdy piękna trasa, przy niemal doskonałej pogodzie. I choć Sella Rondę jechałem już wiele razy, zawsze z przyjemnością będę ją chciał powtarzać :).

Garść statystyk:
Długość: 70 km
Przewyższenie: 2050 m
Trudność: 3/5

Trasa #4: Passo San Pellegrino i Passo Fedaia – 91 km / 2150 m up

Będąc w dolinie Fassa śmiało można zapewnić sobie co najmniej kilka wybornych pętli szosowych. Oczywiście nie zawsze będą to może jakieś krótkie trasy, lecz na pewno ich przejazd dostarczy nie lada atrakcji. Mając więc „pod ręką” kilka propozycji, zdecydowałem się na pętlę przez dwie całkiem interesujące przełęcze – Passo San Pellegrino (1918 m n.p.m.) i Passo Fedaia (2057 m n.p.m.). Miałem już przyjemność być w tych miejscach, lecz teraz była okazja, by  zdobyć je ze stron, z których do tej pory nie wjeżdżałem na nie.

Wjazd na Passo San Pellegrino ogólnie nie jest jakoś specjalnie wymagający, a pamiętając zjazd do Moeny, wiedziałem, że powinno być tak w sam raz, „rozgrzewkowo”. I faktycznie – jechało się dobrze, nawet pomimo braku serpentyn podjazd nie był uciążliwy. Sama przełęcz nie jest jakość zjawiskowo imponująca, lecz ponownie jak to pisałem o Mortirolo, i tak jest ładniej niż przeciętnie w kraju ;).

Zjazd do Falcade jest stromy, a to tego prowadzi po średniej jakości asfalcie. Trzeba uważać, by nie wpaść w dziurę czy inną przeszkodę. Mam nadzieję, że w końcu Włosi zdecydują się poprawić stan nawierzchni, bo w okolicy to z tego co kojarzę, ostatnia droga z tych klasycznych tras, która wymaga remontu.

Dalszy przejazd już był bezpieczniejszy, nawet po minięciu Falcade i zjechaniu w dolinę, jechało się przyjemnie. W Alleghe robimy sobie krótką przerwę, by nabrać sił na raczej niełatwy czekający nas kolejny podjazd. Do Caprile jedziemy jeszcze przyjemnie wygodną drogą, by po uzupełnieniu wody, odbić już na właściwy podjazd na Passo Fedaia.

Gdy miałem okazję kilka lat temu zjeżdżać z tej przełęczy, właśnie na tę stronę, i mijałem podjeżdżających kolarzy, którym ewidentnie – wszystkim – podjazd sprawiał spory trud, wiedziałem, że to nie ma tu miękkiej gry. Lecz jako, że najlepiej o tym przekonać się samemu, chciałem zmierzyć się z tym podjazdem. I faktycznie – jest mocny! O ile początek jeszcze bywa jednocyfrowy, o tyle ostatnie 6, a już na pewno 4 kilometry są sztywne – 12-15%. I nie ma gdzie odpocząć  – równo w górę! Mimo to podjazd… ładny, wymagający i dający  sporo satysfakcji. I fajnie mieć go już za sobą ;).

Na przełęczy znajduje się sztuczny zbiornik wodny, który gromadzi wodę z okolicznych lodowców, głównie z masywu Marmolady. Tylko raz widziałem go pełnego, właśnie kilka lat temu. Teraz, co roku – ledwo co napełniony. Trochę przykry to widok.

Będąc już na Passo Fedaia, warto podjechać na najwyższy parking nad jeziorem/przy wyciągu, by zobaczyć z góry jezioro oraz zrobić sobie ładne zdjęcie z ramką ;).

Zjazd z przełęczy do Canazei jest zdecydowanie bardziej malowniczy niż podjazd z drugiej strony. Mimo wszystko – warto porównać oba – szczególnie podczas podjazdów, gdy ma się na to więcej czasu ;). Szybko mija się kolejne serpentyny – ostatnia prosta – i miasto. Kolejna piękna i ciekawa pętla domknięta.

Garść statystyk:
Długość: 91 km
Przewyższenie: 2150 m
Trudność: 4/5

Trasa #5: – Passo Pennes 47 km / 1350 m up

Kończąc kilkudniowy wyjazd do Włoch, warto „na wyjazd” zrobić sobie jeszcze choć krótszą wycieczkę. Może niekoniecznie pętlę, ale z pewnością ciekawą i widokową trasę. Wybierając jako trasę powrotu przejazd przez Przełęcz Brennero, bez wątpienia najlepszym wyborem może okazać się wjazd na Passo Pennes (2211 m n.p.m.). Myślę, że już sama wysokość robi wrażenie, a jako że startuje się z wysokości ok. 950 m n.p.m., mamy do pokonania blisko 1300 metrów podjazdu, „na raz”!

Passo Pennes w połączeniu z Passo Giovo (2094 m n.p.m.) miałem już okazję wjechać kilka lat temu, lecz na początku dłuższego pobytu we Włoszech. Zarówno wtedy, jak i obecnie – zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie. Podjazd raczej trudniejszy – niemal cały czas oscyluje w granicach 9-11%, i nie ma za wiele miejsc łagodniejszych. Za to doskonały asfalt, szeroka droga, i stosunkowo niewielki ruch w połączeniu z naprawdę wybornymi widokami z pewnością zrekompensuje pewne trudności ;).

Przełęcz nie jest tak popularna wśród rodzimych szosowców, a szkoda, bo w niczym nie ustępuje innym klasykom we Włoszech. Jedynie jej położenie wpływa na to, że mało kto o niej wie, a jestem zdania, że powinno się ją „mieć” w swoim szosowym dorobku. Szczególnie że tak jak wspomniałem wcześniej, idealnie nadaję sią na początek lub koniec dłuższego urlopu. 

Dogodne rozpoczęcie wycieczki z okolic miasta Sterzing/Vipiteno pozwala przejechać kilka pierwszych kilometrów rozgrzewkowo, by na właściwy  podjazd być już odpowiednio przygotowany. Droga wiodąca na górę początkowo wiedzie pośród drzew, by co chwila raczyć nas prześwitami na pozostającą w dole dolinę oraz na okoliczne szczyty. A im wyżej – tym robi się bardziej przestronnie, a kontrast pomiędzy dnem doliny a zawieszonymi nad nią górskimi grzbietami jest imponujący.

Końcowe 3 kilometry prowadzą dosłownie od linijki wytyczoną drogą, równo nachyloną (11%). Całość tworzy wyjątkowe wrażenie, szczególnie że przełęcz cały czas jest w zasięgu wzroku. Po jej zdobyciu, otwiera nam się widok na drugą, południową stronę. A droga, która tam zjeżdża, aż sama się prosi by nią zjechać. Lecz pomimo jej uroku, warto zobaczyć dokąd prowadzi, ponieważ chcąc zrobić pętlę, zjeżdża się aż do Bolzano! Stąd też proponuję powrót drogą podjazdu, która wg mnie w dół jest atrakcyjniejsza widokowo niż podjazd.

Cała trasa może zająć od 2 do 4 godzin – zależnie od kondycji. Nie dużo, nie mało, a na pewno bardzo intersująco. A i widokowo co najmniej dobrze.

Garść statystyk:
Długość: 47 km
Przewyższenie: 1350 m
Trudność: 4/5

Tygodniowy urlop we Włoszech chciałem spędzić tak, by w całości cieszyć się jazdą na rowerze – w dobrym towarzystwie oraz na odpowiednim sprzęcie. Stąd też wybrałem kilka według mnie bardzo ciekawych tras, która poza głównym założeniem, były także okazją, by zabrać ze sobą nowy rower:  Superior X-ROAD Team Elite.

Superior X-ROAD Team Elite

Superior X-ROAD Team Elite

Sprzęt oczywiście idealnie spełnił pokładane w nim oczekiwania. I nie będę się tu rozpisywał o technicznych sprawach, bo te może każdy sprawdzić. Natomiast Superior od teraz z pewnością stał się moim głównym rowerem szosowym. Bardzo dobrze nam się zaczęło razem „współpracować”, i mam nadzieję, że tak będzie już przez kolejne lata. Z pewnością był to dobry wybór, szczególnie że na rynku rowerów nie brakuje. Lecz jak się  bliżej przyjrzymy, to w określonej półce, już tak kolorowo nie jest. A tu mamy optymalną i wg mnie rozsądną konfigurację, która wg mnie może zaspokoić ambicje sporej grupy kolarzy.

Włoskie przełęcze i drogi po raz kolejny oczarowały, a Zbyszek – towarzysz wyjazdu – miał okazję do przejechania pierwszy raz klasyków, które do tej pory znał z transmisji Giro d’Italia.

Czy są ładniejsze góry, szczególnie tak bardzo rowerowe? Być może. Lecz dla mnie włoskie Dolomity z pewnością są wyjątkowe i zawsze z przyjemnością w nie wracam, i mam zamiar jeszcze niejeden raz w nie zawitać :).

 


Inne rowerowe wyjazdy do:
– Włoch:
      » MTB we włoskich Alpach
      » Szosowy tydzień we Włoszech
      » Szosowe wakacje w Dolomitach
      » Słowenia – Włochy: 3:2
      » Dolomity na 5+
      » Szosowe „la dolce vita”
      » Alpy Karnickie na szosie (z bonusami)
– Słowenii:
      » Słoweńska majówka #1
      » Słoweńska majówka #2
      » Słowenia – Włochy: 3:2


Postaw kawę BeskidTrail!Podobał Ci się ten artykuł? Jeśli chcesz, by w przyszłości tak samo przyjemnie się je pisało, możesz postawić mi kawę :) » https://buycoffee.to/beskidtrail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *